Jak ciepły letni deszczNiemiłosierne upały panowały i susza już od kilku tygodni. Spragniona wody ziemia zaczynała przypominać makietę Wielkiego Kanionu. Lecz nawet taki skwar nie mógł stanąć na przeszkodzie do ich spotkania się. Dochodziła godzina 11.00, gdy przemierzał ostatnie kroki wąskim przejściem stworzonym z kostek otoczonym równo przystrzyżonym, zadbanym chodnikiem, by dojść do wielkich białych drzwi niewielkiego pałacyku położonego wśród malowniczych pagórków. Zakołatał delikatnie. Otworzyła dopiero po chwili ubrana tylko w cieniutką pomarańczową koszulkę na ramiączkach oraz tego samego koloru majteczki, które wraz z cudownym brzuszkiem ukazały się, gdy uniosła ręce ku górze przeciągając się i ziewając przy tym.
- Śpioszek! - powiedział z uśmiechem
- Wcale nie!
- Tak, tak!
- Oj, długo siedziałam wczoraj po prostu.
- Przecież wiem - odrzekł i rzucił jej się na szyję obdarowując przy tym delikatnym muśnięciem jej wargi. - Cześć Myszeńko moja kochana!
- Cześć Kociaku!
Po tym przywitaniu weszli do środka. W dużym holu panował przyjemny chłód. Całe wnętrze tego domu robiło niesamowite wrażenie na każdym, kto je odwiedzał obdarowując jednocześnie tajemniczo miłą i sielankową atmosferą. Zapach dębowego drewna, z którego wykonane były stoły o finezyjnych kształtach cały czas niósł się po wszystkich zakamarkach. Ściany zdobiły kute i zakręcone kawałki metalu. Pod sufitem zwisał kryształowy żyrandol, którego światło pochodzące z niezliczonej liczby małych żaróweczek tworzyło na ścianie tańczące tęczowe obrazy. Przechodząc do salonu można było dostrzec brązowe zasłony znakomicie komponowały się z pomarańczowo-kremowymi szerokimi fotelami. Przy ścianie znajdował się kominek wykonany z piaskowego kamienia, który nie raz rozgrzewał i tulił do snu w zimowe wieczory. Dalej można było dostrzec nieco mniejszy pokój, gdzie we wnęce wykonanej w ścianie obok plazmowego telewizora wisiał oświetlony z góry witraż.
- Idę się ubrać, poczekaj chwilkę.
- Przecież jesteś ubrana. Dla mnie możesz tak cały dzień chodzić.
- Chciałbyś, Miauk - ironicznie odpowiedziała.
- Zostań - uśmiechnął się łapiąc ją za rękę.
- Idę, zaraz wracam. Siadaj tu! - rozkazała i delikatnie pchnęła go na znajdujący się za nim fotel.
Spojrzał teraz na jej bose drobniutkie stópki i ślicznie pomalowane na nich paznokietki. Uśmiechnął się, lecz nic nie powiedział. Ona nawet tego nie zauważyła odwracając się i lekko stąpając po marmurowej podłodze. Wskoczyła na szerokie schody prowadzące na górę. On w dalszym ciągu nie spuszczał jej z oczu, śledząc każdy ruch wykonywany przez nią z gracją i kobiecym wdziękiem. Mógł teraz dostrzec jej okrągłe i kuszące pośladki. Ona odwróciła się czując na sobie spojrzenie, lecz nie przerywając biegu na górę:
- Zboczeniec!
- Kto? Ja? - droczył się nie spuszczając w dalszym ciągu z niej wzroku, dobrze wiedząc, że w ten sposób sprawia jej przyjemność. - Jakbym się na faceta patrzył, to co innego... Na Ciebie zboczeniem byłoby się nie patrzeć!
Zniknęła w tym momencie za futryną, lecz za chwilkę wychyliła zza niej głowę spoglądając na niego, a następnie wystawiając swój zgrabny tyłeczek zadzierając przy tym koszulkę, by za chwilę wystawić delikatnie języczek, puścić oczko i zniknąć ponownie.
Teraz spojrzał w kierunku wielkich przeszklonych drzwi na taras, za którym rozciągał się bajeczny ogród kończący się dopiero pod widocznym w oddali lasem. To miejsce było po prostu rajem na ziemi zamieszkałym przez nie mniej rajską dziewczynę o ciepłym spojrzeniu i pogodnym uśmiechu, powiewających na wietrze złocistych włosach, zmysłowo prezentującym się kształtnym biustem, delikatnych dłoniach i drobniutkich stópkach. Tak samo jak zdobiła sobą to niezwykłe miejsce, tak napełniała go radością, ciepłem, sympatią; sprawiała, że od czasu, gdy ją poznał, jego życie stało się zupełnie innym, szczęśliwym, napawającym chęcią do korzystania z każdego nadchodzącego dnia.
- Gorąco tam, prawda? - zapytała się owa przepiękna istotka schodząc z powrotem na dół.
Na sobie miała cieniutką kolorową koszulę i białą marszczoną spódnicę sięgającą nieco za kolana. Od razu domyślił się, że to ta, o której zaraz po zakupieniu wspominała mu kilka dni temu. Lecz postanowił udać, że nie dostrzega, jednocześnie dając sobie czas na gruntowne przyjrzenie się jej z każdej strony i dokonanie rzetelnej i uczciwej oceny.
- Upał okropny!
- Muszę iść do sklepu, idziesz też czy zostajesz?
- Dobrze wiesz, że nie potrafię ci odmówić, że uwielbiam z tobą chodzić po sklepach. Pamiętasz? Pierwsze nasze spotkanie, a już wtedy poszliśmy na wspólne zakupy. Zabawne to było.
Otwarcie drzwi wejściowych spowodowało natychmiastowe uderzenie w nich gorącej fali. Jednak nie było rady - trzeba było iść. Złapali się za ręce i ruszyli naprzód. Powietrze było duszne. Podwiędłe liście na drzewach wisiały nieruchomo nieporuszane choćby najmniejszym powiewem wiatru.
- Fajną koszulkę masz - odezwała się po chwili milczenia spoglądając na jego siateczkową koszulkę.
On wiedział doskonale, o co chodzi:
- No już, zauważyłem, zauważyłem i bardzo mi się podoba - przekonywał mając na myśli jej nową spódniczkę.
- Tak, akurat! - przekomarzała się.
- Oj, naprawdę. Ja tylko od razu nie zawsze mówię. Czasami zachowuję dla siebie niektóre rzeczy, jak na przykład to, że te pazurki przy nóżkach też mi się bardzo podobają.
Te słowa wywołały u niej szeroki uśmiech i przekonały do ich racji, gdyż nie spodziewała się tego, że dostrzeże to artystyczne dzieło, nad którym tyle czasu pracowała minionej nocy.
- A widzisz, - uśmiechnął się widząc jej reakcję - mówiłem, że ja tylko nie zawsze o wszystkim mówię, choć zauważam i sprawia mi wiele radości, że tak się starasz.
Gdy docierali już do sklepu, powietrze wreszcie drgnęło. Zanosiło się, że może nareszcie nadejdzie upragniony deszcz, choć tak już wszyscy mówili od kilku dni, a ten jak nie spadał, tak nie spadał. Weszli do klimatyzowanego środka i ponownie odetchnęli z ulgą uciekając od tego upału. Chodzili wśród półek wkładając a to chusteczki, a to napój o smaku brzoskwiniowym, a to szampon do włosów. Zatrzymali się na chwilę przy półce z kosmetykami. Ona zaczęła przeglądać stojące perfumy każdy wypróbowując i podsuwając pod nosek chętnego do oceny przyjaciela.
- Powąchaj ten - podsunęła mu któryś z kolei.
- Troszkę ostry. Tamten mi się bardziej podobał
- No też tak myślę. A ten?
- Hmm... - zastanowił się chwilę. - Poczekaj, pokaż jeszcze raz - powiedział chwytając ją za nadgarstek. - Nawet, nawet...
Odłożyła na półkę jakby niepocieszona. On momentalnie zorientował się w czym rzecz:
- To było pozytywne wyrażenie. Podobał mi się.
- Naprawdę? - wzięła go z powrotem. - Mnie też on pasuje. Tylko... - spojrzała na cenę. - Nie mam tyle - zasmuciła się i już chciała iść dalej.
- Ja mam - odparł z szerokim uśmiechem.
- Nie, nie będziesz mi kupował.
- Oj, Kruszynko... No to pożyczę ci pieniążki, dobrze?
Pokusa zakupienia upatrzonych perfum okazała się silniejsza od życiowej zasady nie pożyczania i nie przyjmowania prezentów:
- Dziękuję! Kochany jesteś.
Spacer wśród sklepowych półek trwał jeszcze jakiś czas. Wszystkie zakupy zajęły obie jego ręce. Gdy wychodzili, na ziemię zaczęły spadać grube krople deszczu.
- Idziemy? - zapytał.
- Pewnie! - odpowiedziała wręcz z radością.
Trudno się było dziwić, gdyż długo oczekiwany ciepły deszcz był niczym zbawienie. Już po chwili lunął z całą potęgą. Nad gruntem zaczęła się unosić mgła, a powietrze nabrało specyficznego zapachu mokrej ziemi. Oni oboje przemierzali drogę wśród strug chłodzącej wody. Wkrótce ubrania zrobił się całkowicie mokre. Lecz jedynym zmartwieniem było tylko to, by zakupy niesione w siatkach nie rozpłynęły się. Wielu ludzi pochowało się pod daszkami czekając na przejście letniej burzy. Patrzyli się na parę szaleńców, która nie tyle nic nie robiła sobie ze strug deszczu lecących wprost na nich, lecz sprawiało im to wyraźną przyjemność. Co chwilę spoglądali na siebie z uśmiechem mijając kolejnych ludzi wpatrzonych w nich dziwnym wzrokiem. Tylko jedna minięta dziewczyna, również kompletnie przemoczona, uśmiechnęła się do nich z pełnym zrozumieniem tego, jak bardzo to może być przyjemnie. Oni także odpowiedzieli jej uśmiechem. To niesamowite, jak zwykły deszcz sprawił, że obcy ludzie potrafili wymienić się uśmiechami tak przepełnionymi sympatią; jak wspólne specyficzne upodobanie potrafiło ich na ten krótki moment połączyć.
Wkrótce dotarli do pałacyku. Deszcz nie ustawał. Jednak powietrze z dusznego i upalnego wreszcie zaczęło robić się przyjemnie ciepłe. Weszli do środka i spojrzeli po sobie. Jej włosy zupełnie przylgnęły do twarzy układając nań kilkanaście ścieżek, którymi woda kapała na jej ramiona i biust. Jego zaś stworzyły fryzurę niczym po nałożeniu dużej ilości żelu.
- Idziemy dalej? - zapytał z uśmiechem.
- Pewnie! - odpowiedziała rozpromieniona.
Ściągnęli przemoczone buty i zostawiając ślady stóp w całym holu wyszli do ogrodu w dalszym ciągu rozkoszować się tą mokrą pogodą. Teraz wolno szli po rozgrzanej wciąż ziemi w stronę lasu trzymając się za ręce. Co jakiś czas przyjemny szum przerywał grzmot blisko bijących piorunów. Lecz oni nie zważali na ewentualne zagrożenia.
- Fajnie wyglądasz - ponownie spojrzała się na niego. - Poczekaj! - zatrzymała go i uderzyła ręką w jego klatkę piersiową, a następnie zaczęła po niej wodzić tak, że siateczkowa koszulka jaką miał na sobie przykleiła się do ciała uwidaczniając je.
Uśmiechnęła się po tym jeszcze bardziej i przez jakiś czas z zapałem patrzyła. On spojrzał w tym momencie w stronę jej piersi.
- Ani o tym nie myśl! - uprzedziła.
- A gdzieżbym śmiał!
- No, ja myślę!
- Ale tutaj to za to oberwiesz! - powiedział i poklepał ją delikatnie po pośladkach. - Fajną kupiłaś spódniczkę - szyderczo się uśmiechnął.
- Wszystko widać, prawda? - zapytała i spojrzała się sama na siebie.
On odmruknął twierdząco tak słodko, jak potrafią mruczeć koty.
- Mogłam przewidzieć, że tak się na deszczu zachowa. Co ja kupiłam? Pewnie się na mnie wszyscy patrzyli.
- I bardzo dobrze! Nie masz się czego wstydzić, a spódniczka... - zawiesił w tym momencie głos - seksownie tak w niej wyglądasz.
Ona zarumieniła się w tym momencie.
- Tylko jeszcze mało mokra - dodał i przytupnął nogą w kałużę.
- O, ty! - nie pozostała mu dłużna.
Zaczęli nawzajem się ochlapywać trzymając się i podchodząc do siebie coraz bliżej. Po chwili stali tuż naprzeciwko siebie obejmując się wzajemnie. Wsparła głowę o jego ramię, on zaś oparł swoją o jej mokre włosy, rękami wodząc po jej plecach.
- Usiądziemy? - zapytała wskazując na pobliską ławkę.
Teraz siedzieli, ona po prawej stronie, bardzo blisko obok siebie będących nie dość, że mokrych to jeszcze z nogami ochlapanymi grudkami ziemi. Delikatnie wodził palcem lewej ręki po jej udzie, zaś prawą zmysłowo masując jej kark wiedząc, że sprawiało jej to zawsze bardzo dużą przyjemność. Nie potrzeba było im słów; wystarczyło tylko być i głęboko patrzeć sobie w oczy. Cieszyli się z tego deszczu niczym małe dzieci.
- Wiesz, czasami to ledwo się powstrzymuję jak mnie tak głaszczesz - stwierdziła enigmatycznie.
On w odpowiedzi uśmiechnął się tylko nie chcąc jednak dociekać, przed czym to się musi powstrzymywać. A może nie pytał, bo tak naprawdę doskonale znał odpowiedź na to pytanie. Po tych słowach uniosła nieco nogi i położyła swoje uda na jego wtulając się przy tym jeszcze bardziej w tą mokrą, prawie przeźroczystą koszulkę przyklejona do jego ciała. Zaczął teraz wybierać z jej białej, pomarszczonej spódniczki pojedyncze grudki ziemi i źdźbła trawy.
- Czyścisz mnie tak jak małpki robią? - delikatne muskanie widać było, że sprawia jej ogromną przyjemność.
- Pobrudziła ci się, to muszę wyczyścić teraz.
- Ale wiesz, że one potem to zjadają?
- Ja mogę zaraz ciebie zjeść! - powiedział i przesunął swoją wargę po jej policzku.
Teraz ona wsunęła swoją rękę pod jego koszulkę i zaczęła delikatnie drapać swoimi pazurkami po jego biodrze i brzuszku. On w odpowiedzi złapał ją za udo przyciągając jeszcze bliżej do siebie i zaczął przesuwać swoją dłoń od jej kolana aż po jej zgrabną pupę, poklepując po niej co jakiś czas. Następnie wsunął swoją rękę pod spódniczkę i położył ją na kolanie.
- Co robisz, Kocie?
- Trzymam rękę na twoim kolanku - odpowiedział z rozbrajającą szczerością.
- A z resztą... Trzymaj sobie. Ciebie się obawiać nie muszę - powiedziała, co trudne było dla niego do rozszyfrowania, czy jest to ostrzeżenie przed tym, aby nie posunął się dalej, czy może właśnie zachęta.
Deszcz powoli ustępował. Zaczął powiewać teraz chłodniejszy wiatr, którego tak bardzo brakowało przez ostatnie tygodnie. Ziemia także odżyła - trawa nabrała soczystej zieleni, a przywiędłe kwiaty stanęły na baczność pełne sił do życia.
- Chodź, idziemy do środka - zaproponowała.
Gdy weszli, ona wyciągnęła z szafy ręcznik i zaczęła wycierać swoje śliczne blond futerko.
- Chcesz też?
- Nie. Króciutkie mam, to zaraz same wyschną.
Usiedli teraz na tapczanie w salonie kładąc razem nogi na krześle.
- Ale brudas z ciebie - ironicznie uśmiechnęła się spoglądając na jego stopy ubrudzone ziemią.
- Z ciebie też nie mniejszy - uśmiechnął się i paluszkami swych nóg zaczął łaskotać ją po stópce.
- Nie łaskocz! - podkuliła nogi.
- Dobrze, nie łaskoczę - odparł, lecz gdy tylko z powrotem kładła je na krzesło, on znów zaczynał dokuczać.
- Bo pójdę sobie! - zagroziła po którymś razie.
- Nie puszczę Cię! - odparł i złapał mocno za rękę.
Ona próbowała ją wyrwać, lecz nie dawała rady. Męczyła się przez jakiś czas, lecz uścisk wciąż trzymał delikatną rączkę. Po chwili dopiero zaczął poluzowywać pozwalając wygrać jej ten pojedynek.
- No już, nie będę, obiecuję - zapewnił.
Teraz to ona zaczęła próbować zrewanżować się za te tortury. On spojrzał się na nią niewzruszony z lekkim uśmiechem na twarzy:
- Nie ma tak łatwo!
- Bu... Nie masz łaskotek?
- Najwyraźniej, nie.
- Nic a nic?
- No serio.
- Ale tak serio, serio?
- Serio, serio, serio - z trudem próbował powstrzymać szeroki uśmiech.
Po chwili zapytała:
- Chcesz się oprzeć o mnie?
Lecz to w gruncie rzeczy nie było pytanie, lecz prośba zgrabnie w nim ukryta.
- Ale mokrutki jestem - przestrzegł.
- To nic! - zapewniła i przyciągnęła jego głowę do swojej piersi.
Po chwili zauważyła:
- Taką leciutką głowę masz?
- Nie. Po prostu nie chcę całym ciężarem cię przygniatać - mówił z głosem pełnym troski.
- Przygnieć mnie!
Na te słowa wtulił się w nią tak mocno, jak tylko był w stanie, a następnie zapytał:
- A podrapiesz mnie po pleckach?
- No nie wiem...
- Nio prosię bardzio, bardzio, moja malutka, mokrutka Mysieńko!
Takiej prośbie nie sposób było się przeciwstawić. Nieco podciągnęła jego wilgotne wciąż ubranko i wkładając ręce zaczęła go myziać. W odpowiedzi on wziął kosmyk jej włosów i zaczął nim łaskotać jej policzek, szepcząc przy tym:
- Moja mokrutka Kruszynka w seksownej spódniczce.
Później zaczął delikatnie opuszkami palców głaskać jej gardziołko schodząc nimi co jakiś czas na jej dekolt.
- A mi kto brzuszek pogłaszcze? - upomniała się po jakimś czasie.
- Pieszczoszek! Kiedy mi tak dobrze... - stwierdził, lecz uniósł się i położył teraz obok wsuwając swoją rękę pod jej koszulkę.
Głową wspartą na jej ramieniu przyglądał się teraz jej ślicznie rysującemu się biustowi, dłonią zaś powoli zataczał kółka wokół jej pępka, to znów przesuwał ją ku górze pod same piersi, a następnie zjeżdżając nią aż pod spódniczkę i znów powracał do czułego masowania.
Pieścili się tak jeszcze przez jakiś czas, lecz czas uciekał nieubłaganie.
- Myszeńko, ja będę musiał iść teraz... - zakomunikował ze smutkiem.
- A nie możesz zostać jeszcze?
- Niestety. Obiecałem komuś coś pomóc. Ale przyjdziesz wieczorkiem do mnie? Pooglądamy razem meczyk w telewizji.
- A przyjdziesz po mnie?
- A mogłabyś sama przyjść? Zdradzę ci, że malutką niespodziankę dla ciebie szykuję - uśmiechnął się uchylając tajemnego rąbka swoich planów.
- Co takiego? - w jej oczach było widać błysk.
- Przyjdziesz, to zobaczysz - przekonywał ją.
- To o której?
- O 21.30 się zaczyna, to tak na pięć minutek wcześniej, ok.?
- W porządku.
- No to papatki i do wieczorka, Malutka! - pożegnał się i cmoknął ją w zarumieniony policzek.
- Pa, Miauk!
Jego dom nie był może tak wspaniałym pałacem, w jakim mieszkała jego Myszka, lecz także prezentował się całkiem nieźle. Czerwony dach otoczony brązowymi rynnami ładnie komponował się ceglanymi ścianami, choć teraz, gdy zaczęło się już ściemniać, uwagę bardziej przyciągały migające w ogródku małe latarenki. Nie zdążyła zadzwonić do drzwi, gdy te się otworzyły.
- Chodź! - zaprosił ją łapiąc za obie ręce.
- Poczekaj, tylko buciki ściągnę.
Gdy tylko była gotowa, wziął ją przed siebie i zakrywszy oczy, zaczął prowadzić na górę.
- Nie podglądaj i trzymaj się mnie!
Ona ostrożnie wchodziła na każdy kolejny stopień schodów w napięciu oczekując, co też takiego chce jej pokazać. Gdy weszli na górę w jej nozdrza uderzył zapach palącego się kadzidełka. Skręcili w prawo i stanęli w progu. Teraz do tego zapachu dołączyła jeszcze woń pomarańczy. On powoli zaczął ściągać dłonie z jej oczu. Gdy je otworzyła ujrzała pokój rozświetlony płomykami dziesiątek podgrzewaczy palących się w każdym miejscu dookoła pomieszczenia oraz na stojącym na środku stole. Ponadto stały tam jeszcze dwie większe szklane świece, będące źródłem owego pomarańczowego zapachu. Na komodzie pod ścianą dymiło się kadzidełko. Cały pokój był dość maleńki wymalowany na kolor kremowy, z dachem od połowy wchodzącym do środka tworzącym estetyczny skos.
- Wariacie jeden, jeszcze pożar wywołasz - powiedziała przewrotnie z zapartym tchem.
- Podoba ci się niespodzianka?
- Cudownie jest! - orzekła wręcz załamującym się, piskliwym głosem.
- Przygotowałem coś do picia też - wskazał na stojące dwie niebieskie szklanki ze słomkami zawierające - jak później stwierdziła - bardzo słodki i smaczny przyszykowany drink.
Włączyli telewizor akurat w momencie, gdy rozległ się pierwszy gwizdek finałowego meczu pomiędzy FC Liverpool a AC Milan, którego ona była największą fanką. Położyli się na wersalce i zaczęli oglądać przebieg meczu kibicując przy tym swojej drużynie. Każdy oglądana przez nią rozgrywka przenosiła ją w zupełnie odrębny świat oddalony od rzeczywistości. Nie zwracała nawet większej uwagi na to, kiedy jego noga oplotła jej, a ręka wylądowała na brzuszku, kontynuując to, co musieli wcześniej przerwać, wstrzymując tylko na momenty, gdy piłka znajdowała się niebezpiecznie blisko którejś z bramek.
Pierwszy okrzyk radości wyrwał się po 45 minutach, kiedy to Milan zdobył pierwszą bramkę. Radość szczególnie jej była niczym eksplozja wulkanu, którzy zagrzmiał euforycznym: „Kocham Cię, Miluś!”. Gdy po blisko 30 kolejnych minutach stan meczu wynosił już 2:0. I nie był w stanie przyćmić tej radości nawet gol strzelony przez przeciwników i kolejne próby wyrównania. Gdy zabrzmiał trójkrotnie gwizdek sędziego, skakała z radości jak małe dziecko ciesząc się i piszcząc przy tym wychwalając swoją drużynę. On, trzymając ją za ręce, to przyciskając do siebie czuł tylko, jak bardzo z tej radości pulsuje jej krew a serduszko bije niczym u małego ptaszka. Wtedy to mimochodem ich usta zetknęły się na dłuższy czas w tym entuzjastycznym świętowaniu zwycięstwa.
- No już, Ptaszynko, bo mi tu zawału zaraz dostaniesz! - patrzał na jej radość.
- Ale się cieszę! - wciąż piszczała.
- Choć, zrobię ci cieplutką kąpiel, to się zrelaksujesz.
- Dobzie, siuper! - wciąż podskakiwała na swoich delikatnych paluszkach.
Wkrótce duża kwadratowa wanna wypełniona już była wodą i dużą ilością pianki o cytrusowym zapachu. Ona stała przy nim i spoglądała na niego.
- Cio, Myszeńko?
- Przytul mnie!
- Ale mam mokre łapki.
- No to co? - odrzekła i wyciągnęła swoje ręce ku niemu.
- Gotowe już - szepnął jej na ucho.
Zwolniła uścisk. Przez chwilę stali nieruchomo wpatrzeni w siebie.
- No, na co czekasz? - zapytała się.
- No... Wiesz... A mógłbym z Tobą? - niepewnie zaproponował.
- Ale ja się w ubranku nie kąpię.
- A kto mówi, że masz się w ubranku kąpać? - uśmiechnął się niedwuznacznie.
- Ale nawet staniczka nie mam - zarumieniła się, jednak wyraźnie dawała po sobie poznać, że propozycja bardzo jej się spodobała, próbowała jednak wyszukać jakiś kompromis.
- Nie przejmuj się, nic nie szkodzi. Możesz i w koszulce się kąpać.
- A w czym wrócę do domu?
- A masz zamiar dziś wracać?
- To mam spać u ciebie?
- Czemu nie!?
- To w takim razie w czym spać będę?
- W mokrej - stwierdził i wysunął delikatnie języczek.
- Chciałbyś!
- A nawet jeśli pomasuję Ci brzuszek?
- No nie wiem, nie wiem... - szantażowała go dalej.
- No to obiecuję jeszcze, że założę twoje majteczki - próbował dalej ją przekupić dobrze wiedząc, o czym czasami lubiała pofantazjować.
- No dobzie - uległa pokusie.
Ściągnęła spodnie, jakie miała na sobie i powoli weszła do ogromnej wanny. On także ściągnął spodnie oraz koszulkę i usiadł naprzeciwko niej. Wziął jej stópki i oparłszy o swoją klatkę piersiową zaczął delikatnie je masować. Jednocześnie swoją nogą wodził po jej koszulce zmaczając pozostającą jeszcze suchą górną jej część. Potem zaczął rozcierać także jej łydki przytulając się policzkiem do stóp.
- Choć, wymasuję ci plecki - wyciągnął ku niej ręce.
Ona przesunęła się bliżej i usiadłszy na jego nogach, przytuliła się. Chwycił ją ostrożnie za pośladki i przysunął jeszcze bliżej. Pod sobą poczuła wyraźnie jego najsztywniejszą w tej chwili część ciała. On włożył ręce pod mokrą koszulkę i zgodnie z obietnicą zaczął na przemian paluszkami obu rąk gładzić jej plecy od samego karku zjeżdżając w dół. Jej ręce oplotły się wokół szyi swojego „masażysty”. Zaczęła delikatnie i nieznacznie na przemian unosić się i opuszczać ani na chwilę nie zwalniając coraz silniejszego uścisku. Z czasem jej ruchy stawały się coraz szybsze i głębsze tak, że wkrótce swoimi piersiami dosięgała już jego twarzy. On wtulał się w nie z rozkoszą jednocześnie nie przerywając muskania jej pleców. Tylko przemoczona koszulka za każdym jej zsuwaniem się po jego ciele zostawała coraz to wyżej i wyżej. Wreszcie złapał za nią i zaczął ją ściągać. Ona uniosła ręce nie utrudniając tego. Teraz przez moment ukazał się przed nim widok cudownych, okrągłych, nagich piersi. Po raz pierwszy mógł w pełnej krasie obserwować to, co tak świetnie podkreślało jej figurę, co tak znakomicie komponowało się z resztą jej ciała. I choć chwila ta była krótką, gdyż ponownie przywarła do niego, to jednak zdążyła wywrzeć na nim niesamowite wrażenie. Osunął się teraz nieco w dół wanny kładąc się bardziej pozwalając jej zanurzyć się całkowicie w ciepłej wodzie. Leżeli tak przez chwilę, po czym przypomniał sobie coś:
- Obiecałem ci brzuszek pomasować, prawda Biedroneczko?
- No, obiecałeś - odrzekła i odwróciła się teraz plecami do niego.
Miał teraz przed sobą najwspanialszą i najpiękniejszą osobę, jaką znał. Mała, niewinna i delikatna postać o kobiecych kształtach leżała zanurzona wraz z nim w wodzie, pełna radości, chłonąca przyjemność z każdej upływającej sekundy. I dla niego było to najszczęśliwszą w życiu chwilą. Nigdy nie sądził, że doczeka się kiedyś dnia tak przepełnionego przychylnością losu. Zaczął teraz powoli zataczać okręgi na jej brzuchu, który z początku reagował na to napięciem. Lecz już po chwili całkowicie się rozluźnił. Drugą ręką gładził jej uda coraz bardziej zmierzając do ich wewnętrznej strony. Ona wcale nie protestowała, lecz bezgranicznie poddawała się tym wszystkim pieszczotom. Co jakiś czas nabierał w dłoń wody i ochlapywał jej dekolt delikatnie następnie zsuwając rękę przez jej piersi z powrotem do brzucha. Zauważył przy tym, że dumnie prezentujące się zwieńczenia tych dwóch tak miękkich i miłych w dotyku pagórków zrobiły się zupełnie sztywne. Teraz częściej zaczął masować jej piersi na przemian okrążając je dłonią i łapiąc obiema rękoma w swoje długie paluszki ściskając przy tym z wyczuciem. W tym samym czasie ona przesunęła swoją rękę między nogami kładąc ją na jego slipkach wypełnionych nabrzmiałym organem. Następnie powoli i delikatnie przesuwała paluszkami po nim jakby chciała zmierzyć jego długość. On znów powrócił do pieszczenia jej brzucha coraz bardziej skupiając się na podbrzuszu. Wreszcie zaczął sunąć ręką nie odrywając jej od ciała to w kierunku ud i cofał ponownie w okolice tego zmysłowego pępka. Z czasem te ruchy przybierały na intensywności, to znów zwalniały, a jej ciało zaczęło się na zmianę prężyć i rozluźniać. Cały czas szeptał czułe i słodkie słówka do jej ucha.
Te czułości trwały jeszcze przez kilkadziesiąt minut. Lecz powoli późna pora i ciepła woda wzmagały pragnienie snu.
- Idziemy się położyć, co Rybko? - zapytał.
- Mmm, kiedy tu mi tak dobrze.
- W łóżeczku dalej mogę cię głaskać.
Wyszli z tej krainy pieszczot na suchy ląd. On pozostał jeszcze chwilę w łazience, a ona pomaszerowała w kierunku sypialni zostawiając za sobą mokre ślady z wody jakoś bardziej leniwie sączącej się z jej majteczek i spływającej po nogach. Pokój ten wymalowany był na jasnozielony odcień. Pod ścianą prostopadle do niej stało szerokie łóżko przykryte aksamitną narzutą w tym samym kolorze. Po prawej stronie stała wielka szafa, której przesuwane drzwi stanowiły przyciemniane lustra ciągnące się od podłogi po sam sufit.
Gdy i on przyszedł do pokoju, jego najsłodsza na świecie istotka leżała już przykryta cieniutką kołderką oprawioną w aksamitną poszwę dającą uczycie przyjemnego chłodu.
- Łap! - krzyknęła i rzuciła mu swoje różowe stringi w malutkie serduszka.
- Ty nie żartujesz? - spojrzał się na nią spod czoła.
- No obiecałeś, że założysz!
- No dobrze, chwileczkę. Tylko... w takim razie co ty masz na sobie? - zapytał dociekliwie.
Ona odpowiedziała mu zmrużeniem oczu i szerokim uśmiechem, któremu towarzyszył leciutko wystawiony malutki języczek.
- Zboczona wariatka! - stwierdził głosem przesączonym słodyczą.
Teraz wyszedł na chwilę ze sypialni. Gdy wrócił, stanął przed nią nieco skrępowany. Zobaczyła przed sobą niemałego mężczyznę, który miał na sobie damskie stringi, w które ledwo się mieścił. Jego nabrzmiała męskość wypychała je i częściowo wystawała od góry nie znajdując dla siebie miejsca w tym ciasnym gniazdku. Jednocześnie tylna część ciągnięta przez to do przodu całkowicie schowała się pomiędzy jego pośladkami.
- No i jak ci się podoba? - ironicznie zapytał.
- Zboczeniec! - podsumowała.
- Ja? A kto chciał, żebym je założył? - droczył się, po czym zapytał: - mogę już je ściągnąć?
- Nie!
- Jak to nie? Ciasnutko w nich, Myszko!
- Nie ma! Chodź tutaj, Miauk! - zarządziła i zachęcająco uniosła kołderkę ku górze robiąc mu miejsce.
On położył się obok niej.
- Porozciągam ci je - przestrzegł.
- No to co z tego? - nie wzruszyła się tym.
- Ale łobuzica z ciebie.
- Bo ja taki diabeł jestem - odrzekła i zaczęła badać ręką, jak to jej ulubione majteczki leżą na jej nie mniej szalonym facecie.
- Wstrętny, zboczony łobuz! - wyraźnie akcentował każde słowo.
Jego ręce powędrowały teraz pomiędzy jej uda, rozszerzając je. Następie zaczął je łaskotać. Ona wzbraniała się, rzucając przy tym i chichocząc. Gdy widział, że już ma dość, zaczął delikatnie uderzać ją po pupie, szepcząc przy tym:
- Paskudna, okropna, wredna, kochana, seksowna Diabliczka!
Dalej położył dłoń na jej pośladku i przysuwając się bliżej zaczął powoli zsuwać ja w dół jednocześnie przeciągając i zakładając jej nogę na swoje, a kładąc się na drugiej. Ona oplotła go nimi jeszcze mocniej przywierając do niego i przyciskając się przy tym swoją myszką do fallusa zniewolonego przez jej ciasne majteczki. On ponownie położył rękę na jej pośladku myziając go i poklepując. Druga dłoń wcisnęła się w szparę i spoczęła na jej piersi. Usta zaś przylgnęły do jej tworząc zamkniętą scenę, na której szaleńczy wspólny taniec rozpoczęły ich języki. Złączonej tak pary nie byłby w stanie rozerwać nawet hydrauliczne nożyce strażaków, jakich używają do wydobywania ofiar wypadów z zakleszczonych samochodów. Trwali w takiej pozie przez kilkanaście minut. Potem zaczął całować ją po policzkach, karku; zwalniając trzymający go uścisk schodził niżej w kierunku dekoltu na przemian liżąc go i całując. Tak samo postąpił z obiema piersiami, nad którymi zatrzymał się dłuższy czas, jednocześnie ręką gładząc jej brzuch i biodra. Także i one wkrótce doczekały się swojej kolejki na odebranie dawki setek całusów i delikatnych muśnięć języczkiem. Następnie przerzucił się na łydki, od których usta rozpoczęły marsz ku górze. Drogę torowały i przygotowywały im obie dłonie, które w tym czasie masowały jej kolana i uda zdążając w kierunku brzuszka. Gdy zatrzymał się ponownie na dłużej tam, gdzie wcześniej ją łaskotał, ręce powędrowały w stronę piersi. Teraz ostrożnie, milimetr po milimetrze przesuwał się w stronę, gdzie obie nóżki zaczynały swój bieg, wzmagając tym samym coraz bardziej jej napięcie i pragnienie. Lecz gdy już miał dotrzeć do celu, nagle przerzucił się ponownie na piersi i kark. Taką jazdę powtarzał jeszcze kilka razy sprawiając, że podniecenie jej sięgało niewyobrażalnych poziomów. Nie była w stanie nawet próbować się przeciwstawić żądzom, które ogarnęły całe jej ciało. Zaczynała coraz bardziej się wić i prężyć wykorzystując do tego całą szerokość niemałego przecież łoża. Pragnęła go teraz każdą, nawet najmniejszą częścią swojego ciała. Choć dochodziła już godzina pierwsza, to przed nimi pozostawały jeszcze długie kolejne godziny, setki minut i tysiące sekund.
* * *
Gdy rano otworzył oczy, ujrzał przed sobą śpiącą z uśmiechem na twarzy malutką księżniczkę. Delikatnie, by jej nie zbudzić, zaczął głaskać po rozczochranych włosach, które wyglądały równie pociągająco, jak rumieńce na policzkach. Chętnie by został przy niej i głaskał dalej jej gładkie i delikatne ciałko, lecz miał do zrealizowania jeszcze jeden plan.
Wrócił po pół godziny do łóżka siadając ostrożnie obok niej. W tym momencie otworzyła ospale oczy.
- Ostrożnie! - ostrzegł.
Ona spojrzała się w dół.
- Śniadanie dla Księżniczki podano do łóżeczka! - oznajmił.
Jej uśmiech połączony z lekkim zakłopotaniem i jednocześnie wciąż zaspaniem był najlepszą formą podziękowania.
Gdy zjedli, ze smutkiem spojrzała na przewrócony zegarek znajdujący się na szafce obok łóżka:
- Będę musiała się zbierać. A tak mi się nie chce, tak mi tu dobrze.
- To zostań! Mnie też było wręcz cudownie móc spędzić z tobą tą noc.
- Muszę iść, niestety, Kociaku.
- Szkoda... Twoje majteczki, proszę. Choć nie wiem, czy jeszcze dasz radę w nich chodzić.
Wstała i ubrała się nie opuszczając sypialni tak, by mógł ją cały czas obserwować. I on wstał z łóżka i także założył coś na siebie.
- To papatki, Miauk! Dziękuję za wszystko!
- To ja tobie jestem winien ogromnie podziękowania, Myszeńko.
- Trzymaj się - powiedziała i przytuliła się całując go jednocześnie w policzek.
- Mysiu... - zatrzymał ją jeszcze.
- Tak?
- Jak jutro spadnie deszcz, to... Spotkamy się znowu?
Dla miłej, słodkiej, ślicznej i seksownej malutkiej Myszki
Twój Miauk
Opole, 24.05.2007 |