OPOWIADANIA I WIERSZE

Opowiadania i wiersze > Opowiadania > Pozostałe > Szara coroczność

Szara coroczność

23 czerwca Roku Pańskiego 2005. Mija północ... Na moim telefonie wciąż tkwi znajome "IDEA OPOLE". Także na monitorze komputera okienko pełne żółtych słoneczek nie podnosi prawdopodobieństwa, że lada moment wyskoczy chociażby jedynie jakiś malutki, miły obrazeczek. Wyłączam komputer. To nie ma sensu... Czas spać! Szkoda tracić zdrowie w tym szarym świecie. Może przynajmniej ten wyimaginowany, tworzony przez skrywane gdzieś głęboko marzenia i pragnienia przyniesie jakąś miłą niespodziankę...

Godzina 10.00. I to oczekiwanie było próżnym. Wstaję. Spoglądam na ekran telefonu. Lecz potwierdza się tylko stare porzekadło, iż nadzieja matką głupich. Nie wiem, dlaczego czegokolwiek się spodziewałem. Przecież to nie możliwe, nierealne, aby ktoś pamiętał. Bo i po co właściwie ktokolwiek miałby zaśmiecać sobie głowę takimi bzdetami. Jestem chyba zbyt wymagającym dla innych.

Ale ja sam wszak mogę sobie poświętować. Więc rozpoczynam! Na początek jedna z większych przyjemności: do łazienki wziąć prysznic. Uderzająca po plecach ciepła woda sprawia niemałą rozkosz. Taki delikatny i subtelny masaż, który pobudza do życia, daje odprężenie i cudowne chwile relaksu. Stoję tak blisko godzinę. Chciałbym tak stać tu wiecznie oddając się tym rozkoszom wywoływanym przez stróżki wody spływające po mym ciele. Tylko świadomość gdzieś tam skrytego kręcącego się wodomierza sprawia, że czas obudzić się z tego marazmu. Teraz czas na mniej miłe doznania - golenie... Ale przecież jakoś w te własne urodziny trzeba wyglądać! Choć gdybym nie wychodził dziś z domu, pewnie pominąłbym tą czynność. Nikt by mnie nie widział, nikomu by to nie przeszkadzało. Czy ktoś mówił, że to jest przyjemne? Hm, może by tak spróbować pośpiewać? Tylko co? Może jednak lepiej nie. Po co oszukiwać samego siebie.

Godzina 11.30. Czas wybrać się po tort do pobliskiego sklepu. Po dziesięciu minutach jestem już z powrotem. Mój tort jest czekoladowy! Słodka Nutella łatwo rozprowadzała się po dwóch połówkach kupionej bułki. Tylko świeczki brakuje, a właściwie to zapalniczki, którą popsułem. W lodówce stoi szampan. Od Sylwestra, zresztą. Doczeka się i następnego zapewne, a może i jeszcze kolejnego... Czy kiedykolwiek ktoś zechce go ze mną wypić i to nie po to, by w pośpiechu wlać w siebie ten trunek z bąbelkami, lecz by uczcić jakąś okazję i miło w ten sposób spędzić czas w moim towarzystwie. Ha, ha, ale głupoty ja wygaduję - przecież czasami sam ze sobą wytrzymać nie potrafię, a co dopiero łudzić się, że komuś w moim towarzystwie może być naprawdę przyjemnie, komu przestanie być spieszno gdziekolwiek indziej.

Wyłączam telefon. Nie widzę potrzeby, aby zużywał cenną energię w oczekiwaniu na coś, co i tak nie nastąpi. Ten sam los spotkał komputer, którego przycisk chyba tylko z rutyny został naciśnięty tuż po przebudzeniu. Już wiedziałem, jak spędzę ten dzień: w ciszy, patrząc w szaroburą dal razem z mieszkającą obok pustułką. Najchętniej zapomniałbym o takiej rocznicy, gdyby nie jeden fakt - przypadający w tym samym dniu Dzień Ojca. Zawsze z tatą wymienialiśmy się życzeniami. Chcę to zrobić i dziś, osobiście.

Godzina 16.56. Przez cały dzień wkładałem po kolei z prędkością żółwia rzeczy do torby. Czarne kruczyska co chwilę przelatywały obok mojego okna. W końcu mieszkam w ich przestrzeni powietrznej. Jedenaste piętro, kiedyś będące przyczyną ekscytacji wysokością, obecnie spowszedniało. Tylko czasami mam chęć dołączyć się do moich skrzydlatych kompanów i poczuć, choć przez te 6 sekund, to samo, co one.

Jestem już na przystanku autobusowym; 10 minut przed czasem. Siedzę ze spuszczoną głową obserwując życie chodnikowych mrówek. Obok usiadła jakaś dziewczyna. Słyszę ciągle tylko jej rozdzwonioną komórkę. Podjechał autobus, wszedłem, skasowałem bilet i usiadłem na wolnym miejscu stawiając na podłodze obok torbę. Na kolejnym przystanku do podróży przyłączają się dobrze mi znani mili panowie:
- Proszę przygotować bilety do kontroli!
Mnie nigdy nie złapią! Jestem za sprytny dla nich.
- Bilet poproszę... Legitymacja...
- Proszę
- Torbę na kolanach proszę trzymać!
Cóż... Nikomu nie przeszkadzała, ale przecież przepisy... Wcześniej też nie zwracano mi na takie rzeczy uwagi. Cóż, wygląda na to, że legitymacja wcale nie została obejrzana. Może oni tylko chcieli się pośmiać ze zdjęcia znajdującego się w niej?

Kolejny przystanek i w autobusie zrobiło się tłoczno. Zmuszony jestem opuścić mój "tron" i stanąć z ciężką torbą na przejściu. "Dziś moje urodziny" dumnie tylko powtarzam sobie w myślach, ale co to kogo może obchodzić.

Na dworcu PKP kupuję bilet i wsiadam jak zawsze do pierwszego wagonu mojej ulubionej Szyndzielni. Wcześniej spoglądając prosto w oczy prowadzącemu ją mechanikowi. Szkoda, że praktycznie niemożliwym jest potowarzyszenie mu, nawet w moje urodziny. Lubię tego "pośpiecha", mimo, iż czasami też brak w nim miejsc. Wtedy przekomarzam się z "kierpociem", że przecież w zerowym wagonie jest dla mnie miejsce. Ale teraz jest środek tygodnia, więc podróżnych mniej. Postanowiłem, jak zwykle, się zdrzemnąć. Jazda pociągiem bardzo mnie usypia. Śnię wpół na jawie jak kierownik pociągu z uśmiechem oddaje mi bilet dorzucając "wszystkiego najlepszego", a oczy współpasażerów zwracają się w moim kierunku i wszyscy zaczynają składać mi życzenia. Obce osoby, ale przynajmniej oni. Po pół godzinie jednak mój płytki sen zostaje przerwany:
- Bilety proszę!
Podałem i swój wraz z legitymacją, której konduktorzy zawsze z wielką uwaga się przypatrywali. Ale widać, nie na tyle uważnie, by dojrzeć w niej dzisiejszą datę. Zupełnie neutralnie, tak jak za każdym razem, została mi zwrócona wraz ze skasowanym biletem. Kolejna wątła iskiereczka nadziei zgasła. Sam siebie nie rozumiem, po co ją rozpalam, skoro i tak dobrze wiem, że to tylko zadawanie sobie dodatkowego bólu jej niknięcia. Zachowuję się jak ta Dziewczynka z Zapałkami. Przypomina mi się w tym momencie kołysanka:
Z popielnika na Wojtusia
Iskiereczka mruga.
Chodź opowiem ci bajeczkę.
Bajka będzie długa.

Była sobie raz królewna,
Pokochała grajka,
Król wyprawił im wesele
I skończona bajka.

Była sobie Baba Jaga,
Miała chatkę z ciasta,
A w tej chatce same dziwy,
Cyt! Iskierka zgasła.

Patrzy Wojtuś, patrzy, duma,
Łzą zaszły oczęta.
Czemu żeś mnie oszukała?
Wojtuś zapamięta.

Już ci nigdy nie uwierzę
Iskiereczko mała.
Najpierw błyśniesz, potem zgaśniesz,
Ot i bajka cała.

Tak sobie nucąc w myślach, znów pogrążam się w pół-śnie. Nie będę przynajmniej dręczył wzrokiem tej dziewczyny siedzącej po drugiej stronie, przy oknie. Choć zajęta lekturą jakiejś książki pewnie mnie nie zauważa.

Godzina 20.11. I oto chwila moich urodzin! Wysiadam z pociągu na bardzo dobrze znanej mi stacji, rzucam ostatnie spojrzenie w stronę semafora wyjazdowego, potem na mechanika, który pogania mnie i współpasażerów dając przydługie Rp1. I już podchodzę do jedynej czekającej na mnie osoby:
- Wszystkiego najlepszego! - równocześnie powinszowaliśmy sobie z ojcem.

W domu kolacja i sen. Ale chcę, aby ten dzień się wreszcie skończył.

Następnego dnia. Czuję się już wolny od wagi tego, co było wczoraj. Nareszcie kolejny, zwykły, szary dzień! Komórka także wróciła do swego czuwania. Nie poskarżyła się ani razu, że wczoraj czegoś mogłem nie przeczytać. Zaklęta cały czas milczała.

KONIEC
Żory, 11 sierpnia 2005

Informacje o tekście
Data dodania:18 sierpnia 2005 22:08
Tekst czytano:1 056 razy
0,15/dzień
Ocena tekstu:
3,40 (10 oceniających)
(Kliknij właściwą gwiazdkę, by oddać głos)

Wróć

Komentarze (0)


Ładowanie komentarzy... Trwa ładowanie komentarzy...

Uwaga! Wszystkie teksty na tej stronie są mojego autorstwa i objęte są prawami autorskimi! Kopiowanie, publikowanie lub cytowanie w całości bez wiedzy autora - ZABRONIONE! Dowiedz się więcej o prawach autorskich

Strona istnieje od 25.01.2001
Ta strona używa plików Cookie.
Korzystając z niej wyrażasz zgodę na przetwarzanie danych a zakresie podanym w Polityce Prywatności.
 
archive To tylko kopia strony wykonana przez robota internetowego! Aby wyświetlić aktualną zawartość przejdź do strony.

Optymalizowane dla przeglądarki Firefox
© Copyright 2001-2024 Dawid Najgiebauer. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Ostatnia aktualizacja podstrony: 6.08.2023 19:26
Wszystkie czasy dla strefy czasowej: Europe/Warsaw