Po kilku ładniejszych dniach nad Polskę nasunął się niż, którego nadejście zapowiadały katastroficzne wręcz ostrzeżenia synoptyków. Choć raczej nie jest aż tak strasznie, to jednak zrobiło się szaro, ponuro i mokro. Niestety, im więcej na drogach spotyka się samochodów z światłami do jazdy dziennej, tym częściej też dostrzega brak umiejętności we właściwym stosowaniu świateł mijania. Przypomnieć wypada, że w każdych warunkach zmniejszonej przejrzystości powietrza (a takimi warunkami są m.in. wszelkie opady atmosferyczne) kierowca zobowiązany jest do użycia świateł mijania. Ma to szczególne znaczenie dla oświetlenia tyłu pojazdu, które nie jest włączone przy oświetleniu dziennym. Tymczasem, poza mniejszą przejrzystością, przy mokrej drodze za samochodem pojawia się bardzo gęsta "mgła", która niczym zasłona maskuje pojazd. Warto też zwrócić uwagę, że niektóre światła z przodu do jazdy dziennej są tak słabe, że o ich istnieniu przekonujemy się dopiero na kilka metrów przed pojazdem. Jeśli do tego dołożyć obecną pogodę, to także z przodu pojazd przestaje być widoczny. Wielu najwidoczniej szybko odczuło komfort braku potrzeby włączania świateł przy wybieraniu się w trasę i zupełnie zapomniało, że każdy samochód wyposażony jest też w inne rodzaje oświetlenia. A do czego to doprowadzi? Wkrótce nasza genialna Unia narzuci obowiązek montowania automatów przełączających oświetlenie (pewnie droższych wersji, które nie tylko reagują na natężenie światła, ale i widzialność), a to wprost przełoży się na koszty zakupu pojazdów. A wszystko dlatego, że znów zbyt wielu zapomina nie tylko o stosowaniu przepisów ruchu drogowego, ale i o zwykłym zdrowym rozsądku. |