czwartek, 6 stycznia 2011 Tematyka: państwo, praca, sklepy, święta |
No to dziś wolne! :) Ustawowo. Po raz pierwszy, choć podobno kiedyś dawno święto Trzech Króli było także dniem wolnym od pracy. A i w promanowym kalendarzu zaznaczone, iż poza nami świętuje także sześć innych państw Europy. A jednak ustanowienie 6 stycznia dniem wolnym od pracy wywołało falę krytyki ze strony grup reprezentujących pracodawców. Że niby nas nie stać, że to przesada, że spadnie PKB itd. itp. A ja zachodzę w głowę i myślę, w jaki sposób? Skoro w zamian za przyznanie dnia wolnego odebrano możliwość wykorzystania dodatkowego dnia za święta przypadające w soboty? W przeciągu najbliższych kilku lat takie zapisy sprawiają, że suma sumaru dni wolnych będzie tyle samo. Więc o co chodzi? Teoretycznie za takie święto sobotnie nie musieli wszyscy brać dnia wolnego w jednym czasie, przez co zakład mógł pracować nieprzerwanie. Lecz w tym kontekście spójrzmy teraz na postulaty próbujące obalić pomysł ustanowienia święta Trzech Króli dniem wolnym... Pierwszy z nich głosi, że pracodawcy ponoszą koszty stałe, a zakład nie wytwarza dóbr. No dobrze, tylko że ogrzewanie można ograniczyć na taki dzień, światła się nie zapala... A "po staremu" nawet, gdy połowa załogi nie przyjdzie w jeden dzień do pracy, a w inny dzień druga odbijając sobie należne wolne za sobotę, to nikt ogrzewania nie przykręci ani światła mniej nie zapali. Ergo obecne zapisy wręcz redukują koszty stałe, zamiast je podnosić! Drugim argumentem przytaczanym jest to, ze dziś handel nie może się odbywać, a to on jest odpowiedzialny za 60% naszego PKB. No dobrze, ale to znaczy, że jak jest święto, to mniej jemy, mniej kupujemy? Wręcz przeciwnie! Patrząc na kolejki w sklepach przed dniami wolnymi od handlu, to mam wrażenie, że te święta wręcz nakręcają sprzedaż! Więc co za durnotę próbują nam wciskać? Wiadomym jest, że przez święta jemy więcej i drożej. Więc jaki w rzeczywistości wpływ na handel ma dodatkowy dzień wolny? Moim zdaniem tylko pozytywny, lecz trzeba umieć patrzeć w szerszej perspektywie, a nie, że dziś handel spadnie o 95%. Czyli wg tych grup co to niby reprezentują pracodawców, to najlepiej byłoby zabrać wszystkie święta. No więc - nikt nie ma czasu na uczty wigilijne, nikt nie ma czasu na dłuższy wypoczynek i regenerację sił, nie ma świątecznych szałów zakupowych, wyjazdów do bliskich i stania w korkach przed Zakopanym... Tak, zlikwidujmy wszystkie święta i najlepiej weekendy! I ciekawe, czym by wówczas broniły się lobby pracownicze, gdyby po takim zabiegu nasze PKB spadło, zamiast wzrosnąć, jak im się mylnie wydaje. |