Zasada wpajana wszystkim na kursach prawa jazdy. Zasada wpajana wszystkim w kontaktach z obcymi. Zasada, która towarzyszy nam w codziennych obowiązkach wobec wszystkiego, co w sposób nieoczekiwany może wystąpić przeciwko nam. Wreszcie zastosowanie potrafi znaleźć także wobec nas samych. Nigdy nie wiadomo, czy kierowca wyprzedzający wprost na czołowe zderzenie nie zechce się "zabawić" i wykonać gwałtownego ruchu w lewo spychając kogoś do rowu. Nigdy nie wiemy, czy kudłaty piesek nie pogryzie, gdy go pogłaszczemy. Nigdy nie wiemy, czy na wyciągniętą rękę do kogoś, ta osoba w odpowiedzi nie splunie na nią. A jednak, choć stosowanie się do tej zasady potrafi nas chronić, to jednak czy czasem nie powoduje, że tracimy możliwość poznania kogoś ciepłego i sympatycznego? Czy nie spowoduje, że bojąc się wyciągnąć do kogoś rękę, ktoś potraktuje to jako niechętne nastawienie do siebie? Czy nie zjadając czegoś, co dostajemy od życzliwej osoby, nie umrzemy z głodu? Czy po prostu, zamiast chronić, stosowanie tej zasady nie doprowadzi do zguby? A jednak próba jej przełamania w momencie, gdy słusznie podpowiadała unikać, może zranić, może spowodować cierpienie, może okaleczyć, zniszczyć... I chyba te zdarzenia szybciej potrafią przynieść skutek, przywrócić zasadę nieufności, niż wszystko to, co sprawia, że udzielony kredyt zaufania potrafi zaprocentować. Czyli witam po przebyciu 1700 km bogatszy o doświadczenia początku, środka i końca tej trasy, doświadczenia pierwszej i pięć tysięcy osiemsetnej minuty; doświadczenia pierwszej myśli i ostatniego czynu. |