BLOG

Subskrybuj kanał blogu

KatalogiWpisAchronologicznyTematycznyPoczytnościPopularnościOcen

Pomoc innym i przyjaźń

czwartek, 15 kwietnia 2010
Tematyka: człowiek, pomoc, przyjaźń

Odkąd pamiętam gdzieś w moim charakterze zakorzeniona była wieczna chęć pomagania innym. A może tylko podyktowana tym, iż po prostu lubię czuć się potrzebnym? Tak, czy siak zawsze sprawiało mi to przyjemność. W szkole podstawowej uczyłem innych do kartkówek i sprawdzianów. W szkole średniej dalej wykorzystywałem to, iż lepiej mi szło z przedmiotów ścisłych. Studia także obfitowały w pisanie programów dla innych na zaliczenia. Aczkolwiek nigdy nikomu nie przepuściłem i musiał co nieco skumać z tego, co dostał ;) A że przy okazji miałem możliwość spędzić trochę czasu z osobami, z których większość pewnie by nie zauważała, gdyby nie potrzebowała mnie. Swoją drogą wręcz namacalny przykład jednej z takich osób, która nieco przypadkowo znalazła się na studiach informatycznych i dzień w dzień jakoś ratowałem z opresji. Do czasu, gdy po dwóch tygodniach od rozstania się ze swoim dotychczasowym chłopakiem zeszła się z kolejnym. To nic, że jego wiedza może i pozwalała być na tych studiach, ale jakość tej wiedzy wołała o pomstę do nieba. Tak czy siak, po chwilowo skutecznym otwartym skrytykowaniu sposobu nauczania i pewnie gdzieś opowiedzenia mamusi o tym wszystkim, która to namówiła, aby owa osoba poprosiła mnie o dalszą pomoc, z czasem wszystko stało się jasne. Przez jakiś czas jeszcze reakcja na zimne "dzień dobry", z czasem szkoda było już w ogóle się odzywać.

Nie tylko to jedno wydarzenie przyjmowało taki obrót. Moja chęć niesienia pomocy nie raz - patrząc z perspektywy czasu - była po prostu wykorzystywana. Ludzie zawsze powtarzali mi, że za bardzo martwię się o innych, zamiast zająć się sobą samym. Wytykali, że za mało we mnie czasem egoizmu, choć ja go zawsze dostrzegałem zbyt wiele, gdy w zamian oczekiwałem trochę poświęcenia czasu dla mnie. A wystarczy tak niewiele, by być uczciwym wobec mnie. Jednak były zawody, a zbyt dobre serce często cierpiało z tego powodu. Zawsze poznawani ludzie mieli u mnie kredyt zaufania. I wielokrotnie był on wykorzystywany do cna.

I tu mała dygresja. Bo chciałem powiedzieć, że dzięki temu mojemu nałogowi mogłem poznać w życiu prawdziwych przyjaciół. Choć za czasów liceum także miałem przyjaciela, który wysłuchiwał, który wspierał, który poświęcał czas, to jednak gdzieś po tym wszystkim nasze drogi niestety się rozeszły. Jedni mówią, że prawdziwa przyjaźń nigdy się nie kończy. A ja jednak uważam, że choć wygaszona, to ona była. Ale obecnie dwie osoby mogę nazwać swoimi przyjaciółmi. I właśnie dzięki tego mojemu zaangażowaniu w pomaganie tą drugą przyjaciółkę poznałem niecały rok temu. Ktoś powie, że co tam można po tak krótkim czasie wiedzieć. Jednak ja wiem i czuję tą przyjaźń; prawdziwą przyjaźń. Choć bywają chwile, gdy jest troszeczkę trudniej, gdy po prostu sytuacja nie pozwala na wszystko, to jednak poświęciłbym dla tej przyjaźni prawie wszystko... Prawie, bo nigdy nie będę umiał w imię przyjaźni poświęcić miłości. I w tym miejscu chciałbym napisać bardzo szczere: DZIĘKUJĘ.

Wracając do tematu, na początku opisałem jedną z tych przykrych historii z czasów studiów. Akurat ona mi się nasunęła po tym, jak dziś dostałem telefon od drugiej z osób, które mogę zaliczyć do wąskiego grona przyjaciół. Co prawda nie kontaktujemy się, z racji odległości i braku czasu, tak często, jak na studiach, ale to nie przeszkadza. Telefon, który niezmiernie mnie ucieszył raz z faktu, że dzwoni przyjaciel, a dwa, z powodu z jakim dzwonił. 45-minutowa rozmowa chyba oddaje najlepiej tą radość i wymianę sprawami, które wydarzyły się od ostatniego kontaktu (choć rekord to 1,5h, a taki absolutny rekord rozmowy przez telefon, to przeszło 11h, ale to była zabawa i wykorzystanie darmowego czasu). Wracając do dzisiejszego telefonu - pojawiła się szansa, że w maju będę mógł trochę odbić się od swojej codziennej pracy i móc poprowadzić szkolenie na uczelni, móc pomóc, wytłumaczyć, podzielić się wiedzą z innymi. Coś, co zawsze lubiłem robić (ach, jak narzekali wszyscy na moje długie, choć myślę, że zrozumiałe wykłady na studiach :P).

Miło mieć kogoś, kto zna, kto wie, co mnie cieszy i kto o mnie pamięta. I choć to wszystko ważne, to jednak w przypadku przyjaźni inna myśl mi stale towarzyszy i z którą się całkowicie zgadzam. I chyba to jest jedyne, czego oczekuję od swoich przyjaciół. A mianowicie uważam, iż największą przysługą, jaką można uczynić przyjacielowi, jest poproszenie go o przysługę.. I w podobnym tonie wypowiadał się Tom Collins, który stwierdził: Przyjęcie przysługi przyjaciela jest uczynieniem mu przysługi.

Informacje o wpisie
Wpis czytano:60 razy
0,01/dzień
Ocena wpisu:
brak
(Kliknij właściwą gwiazdkę, by oddać głos)

Wróć

Komentarze (0)


Ładowanie komentarzy... Trwa ładowanie komentarzy...

Zobacz inne wpisy

ZobaczOstatnio dodanePodobne

Strona istnieje od 25.01.2001
Ta strona używa plików Cookie.
Korzystając z niej wyrażasz zgodę na przetwarzanie danych a zakresie podanym w Polityce Prywatności.
 
archive To tylko kopia strony wykonana przez robota internetowego! Aby wyświetlić aktualną zawartość przejdź do strony.

Optymalizowane dla przeglądarki Firefox
© Copyright 2001-2024 Dawid Najgiebauer. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Ostatnia aktualizacja podstrony: 17.07.2023 19:35
Wszystkie czasy dla strefy czasowej: Europe/Warsaw