OPOWIADANIA I WIERSZE

Opowiadania i wiersze > Opowiadania > Opowiadania kolejowe > Urodzinowy prezent

Urodzinowy prezent

Oparte o autentyczne wydarzenia

Do stojącego na wałach odrzańskich mężczyzny podszedł drugi. Ledwo można było go dostrzec w bladym świetle niedalekich elektrycznych latarni. Był ubrany w długi, czarny płaszcz, mimo dość wysokiej temperatury. Podpierał się nietanią laską o srebrzystej rękojeści.
- Ładne kaczki po rzece pływają - zagadnął.
- I je łowca upoluje - padła odezwa.
Przybyły mężczyzna podszedł bliżej stojącego i rzucającego coś do rzeki.
- Matka mówiła, że kiedyś pracowaliście dla kolei, L31.
- Prawda. Ale w ekipie naukowców.
- Tak, wiemy. Testy zderzeniowe. Macie materiały?
Mężczyzna rzucający kamienie na chwilę przerwał i sięgnął za pazuchę wyciągając teczkę.
- Co lepiej na 7-wagonowy ekspres? Długi towarowy?
- A ile kilometrów szlaku?
- Jakieś 4 wolnego.
- To nie rozpędzicie go. Lepiej luzem spalinówkę. Jak ruszy, to kilometr wystarczy do pełnej 100km/h. Choć zależy, gdzie jeszcze... No a paliwo spotęguje rozmiary.
- Wyznaczyliśmy Długołękę w kierunku Wrocławia.
- Ale tam jest rozkładowa 40.
- Się załatwi. A skutki?
- Według badań przy 100 na 100, 2 pierwsze to 100%. Kolejne 2 to 75%. Piąty i szósty to 30%, a siódmy do dziesiątego 5%.
- Coś poradzimy. Dalsze rozkazy od Matki dostaniecie w przeddzień - oznajmił, a po chwili dodał - I jeszcze jedno: od teraz cel ma kryptonim „wujek”.
Mężczyzna o lasce odszedł bez pożegnania zabierając ze sobą przekazaną teczkę. Gdy L31 odwrócił się po chwili, tamten zdążył już zniknąć w mroku. Powrócił więc w spokoju do swojego zajęcia polegającego na rzucaniu kamieni w wodę.

* * *

9 lipiec 1977. Był wczesny poranek, na dworze panował jeszcze mrok. Jednak w rodzinie państwa Stellmach nikt już nie spał. Mały Jacek obchodził swoje 11 urodziny. Z tego faktu i podniecenia zeń wynikającego wstał jako pierwszy budząc całą rodzinę. Ojciec Hieronim przygotował dla niego na ten dzień specjalny prezent.
- Tatusiu, jedziemy już? - dopytywał się malec.
- Tak, już wychodzimy - odpowiedział z uśmiechem. - Wyspałeś się?
- Tak, tak - zapewniał. - Chodźmy już!
- Dobrze, tylko cicho, bo brat chce na pewno jeszcze pospać.

Gdy przyjechali na miejsce, stację Wrocław, było już kilkunastu podróżnych, którzy mruczeli pod nosem. Z głośników na stacji spośród trzasków dało się dosłyszeć wiadomość: „Pociąg pospieszny Praha Express z Pragi do Moskwy przybędzie z opóźnieniem około 20 minut.”.
- Poczekaj tutaj, za chwilkę wracam - rzekł Hieronim do syna.
Sam zaś poszedł w stronę drzwi na końcu ciemnego korytarza. Po chwili wrócił:
- Chodź, pójdziemy jeszcze do dyżurnego.
- Ale pojedziemy za chwilę?
- Bądź cierpliwy! Trochę musimy poczekać.

- To twój mały? - zapytał Hieronima dyżurny ruchu.
- Tak, urodziny dziś ma, to go wziąłem.
- A, to wszystkiego najlepszego - mężczyzna uśmiechnął się do malca i poczochrał go po głowie.
Po chwili dodał do maszynisty:
- Istny bajzel dziś tu mamy. Wakacje, podróżni, a ludzie do roboty też niechętni. Na samą myśl o tych upałach się odechciewa pracować.
- No, jak dziś tak będzie, to będzie ciężko znów.
- Dobra, idźcie, za chwilę zaczną przygotowywać skład.
- Chodź, Jacuś, idziemy. Powiedz panu „do widzenia”.
- Do widzenia! - posłusznie spełnił prośbę ojca.
Małemu aż zabłyszczały oczy. Wyszli w stronę peronu czwartego, gdzie czekała na nich lokomotywa EU07-115. Jacek już nie raz był na lokomotywie, a nawet jeździł, ale nigdy na tak długim odcinku, jaki czekał ich dzisiaj. Ojciec bardzo lubił syna i zawsze chętnie przy każdej okazji zabierał go na maszynę. Z resztą nie tylko jego, ale i inne dzieci. Miał on niesamowity talent dydaktyczny. Mali pasażerowie nigdy mu nie przeszkadzali a jednocześnie był przez nich bardzo lubiany.

- Proszę, papiery - miła kobieta podała Hieronimowi plik kartek, na których wyróżniał się napisany na czerwono numer „61302”.
- Dziękuję.
- No to uniesionych ramion!
- Dziękuję. Do zobaczenia! - Maszynista pożegnał się, lecz jeszcze nie wchodził na maszynę czekając, aż kobieta odejdzie.
- Chodź, wskakuj szybko! - powiedział do chłopca, pomagając mu jednocześnie wejść po stromej drabince.
Kończyło się podczepianie nowych wagonów dla podróżnych. Ci w pośpiechu przedzierali się przez tłumy ludzi szukając tych, które nie były przewidziane dla obywateli Związku Radzieckiego.

Po kilku minutach zawiadowca dał sygnał do odjazdu.
- No to ruszamy! - rzekł z uśmiechem ojciec do syna.
Maszyna zasyczała, a po chwili zaczęły głośno grać wentylatory oporów rozruchowych. Jednak nie ujechali ani 10 metrów, jak w kierunku lokomotywy zaczęły biec osoby z obsługi innych pociągów. Krzyczeli w kierunku odjeżdżającego ekspresu. Hieronim natychmiast odruchowo przestawił kran hamulca w pozycję hamowania nagłego i przytrzymał drugą ręką syna. Wiedział, że coś się musiało stać. Pociągiem szarpnęło.
- Co jest?
- Wagonu wam jednego nie doczepili. Został na peronie.
- Psia krew! - zdenerwował się Hieronim.
Nigdy nie lubił opóźnień. Wiedział, że już ma do nadrobienia powstałe opóźnienie, a tu jeszcze kolejne 10 minut straty.
- Co się stało tatusiu? - mały zapytał z lekkim przerażeniem widząc minę ojca.
- Nic, nic, przepraszam. Musimy jeszcze trochę poczekać.
Po chwili wychylił się przez okno i zwrócił się do mężczyzny stojącego z chorągiewką:
- Co za idiota wagonu nie podczepił?
- Nie wiemy, ale sprzęg jest uszkodzony.
Kierownik pociągu włączył się w dyskusję:
- Nie ma czasu kombinować, przesadzamy ludzi - zakomunikował i poszedł w kierunku osieroconego wagonu.

Polacy w pośpiechu zaczęli wychodzić z wagonu i wchodzili do ostatniego, przedzierając się wśród radzieckich mężczyzn w długich płaszczach stojących na korytarzu. Część z nich jednak postanowiła pozostać, część wsiadała do pierwszych z brzegu wolnych przedziałów nie wiedząc, że nie był to wagon przeznaczony dla Polaków. Jednak nikt nie miał wobec nich pretensji. Wszystkich łączyły teraz nerwy z powodu opóźnienia, jakie mieli.

Wkrótce pociąg był już gotowy do odjazdu.
- Mam nadzieję, że już więcej przykrych niespodzianek nie będzie - orzekł maszynista.
- Tatusiu, tak cię bardzo, bardzo kocham! - w radości powtarzał mały Jacuś.
Ojciec się tylko uśmiechał. Cieszył się razem z nim, że mógł sprawić mu tyle radości.

Krajobraz za oknem szybko się zmieniał. Ekspres mknął naprzód przez kolejne stacyjki leżące jeszcze w obrębie miasta Wrocławia.
- Może chcesz się przespać? Przed nami jeszcze bardzo długa droga - zapytał ojciec.
- Nie, nie! Nie chce mi się spać!
Malec był zbyt rozentuzjazmowany, by myśleć o śnie. Cały czas jego oczy świeciły się, a podniecenie nie ustępowało.

* * *

W tym samym czasie na stacji Długołęka swoją nocną służbę kończyli Grzegorz i Andrzej - maszyniści lokomotywy ST43-268. W dyżurni wrzało po ciężkiej nocy:
- Cholera, gdybym wiedział, że ten ekspres będzie miał tyle spóźnienia, to by się dawno wyprawiło tego Rumuna.
- Szefie, Oleśnica się pyta, czy 61302 już jest u nas. A Wrocław prosi, żeby przepuścić go po głównym, żeby mógł nadrobić trochę.
- No to trzeba Rumuna przestawić. Leć do nastawni!
- Ale już mają zatwierdzony przebieg dla ekspresu.
- No to co? W manewrowym go możemy przecież przestawić.

W kabinie ST43 też nie panowała radosna atmosfera:
- Jestem już padnięty. Nienawidzę tych nocnych zmian - narzekał Andrzej.
Z powodu braku odpowiedzi postanowił kontynuować swój monolog:
- Czego, cholera, już tyle tu stoimy?
Ponownie nie dostał odpowiedzi, więc pomyślał zmienić temat:
- Kto to był ten gość w płaszczu, co z nim rozmawiałeś wczoraj?
- Cicho! - powiedział wreszcie maszynista Grzegorz. - Znajomy! - rzucił na odczepnego.
Andrzeja trochę zdziwiła ta odpowiedź, więc postanowił zamilknąć. Po chwili nastawnicza podeszła do nich i oznajmiła:
- Musicie przemanewrować na inny tor.
W tym momencie z megafonów popłynął głos dyżurnego:
- ST43-268, rozkaz specjalny: Jedziecie na sygnał „do mnie”. Po minięciu zwrotnicy numer 10 zatrzymujecie się.
Grzegorz bez słowa podkręcił przepustnicę. Po chwili ruszyli. W ręku ścisnął tylko mocniej zdjęcie.
- Twoja stara? - zapytał się Andrzej.
- Nie Twój interes! - warknął na niego maszynista. - Wychyl się, zobacz, czy w drugą stronę mamy już tarczę.
Andrzej speszył się i spełnił prośbę, choć wydała mu się w tym momencie zbyt wczesną, skoro jeszcze nie podjechali pod pierwszą. Ale wolał już nie irytować kompana. Wychylił się przez okno i oznajmił:
- Nie, jesz...
Nie zdołał dokończyć, gdyż w tym momencie dostał cios w tył głowy i osunął się na podłogę. Grzegorz raz jeszcze spojrzał na zdjęcie i wyszeptał:
- Nie pozwolę cię skrzywdzić nikomu. Kocham cię.
I odkręcił przepustnicę jeszcze bardziej ruszając wprost przed siebie na szlak.

Gdy nastawnicza zorientowała się, że luzak nie ma zamiaru zatrzymać się pod nastawnią zaczęła machać chorągiewką i krzyczeć:
- Stój! Zatrzymaj!
Jednak lokomotywa nie zwalniała. Widząc co się dzieje, dyżurny ruchu zaczął trąbką dawać znaki, lecz i to na niewiele się zdało.
- Cholera, jeszcze po niewłaściwym wyszli! - mruknął do siebie i chwycił za słuchawkę.
- Wrocław, Psie... - wypowiedzi dyżurny ruchu z Psiego Pola nie zdążył zakończyć.
- Długołęka, zatrzymaj pośpiecha!
- Nie dam rady! Mija mnie właśnie pospieszny.

* * *

- Tatusiu, mogę pomachać temu pociągowi? - Zapytał jedenastolatek na widok wyłaniającej się zza zakrętu lokomotywy.
- Możesz nawet zatrąbić - uśmiechnął się ojciec. - Chodź tutaj, pociągniesz to w dół - wskazał na drążek syreny.
Malec zszedł z miejsca pomocnika i podszedł z prawej strony. Złapał ręką za wajchę:
- Już? - spojrzał na ojca.
Ten spojrzał przed siebie i pobladł. Odruchowo ściągnął do siebie kran hamulca, po czym chwycił gwałtownie syna i przycisnął z całej siły do siebie. Ten zdążył tylko pomyśleć, że coś dzieje się niedobrego.

* * *

Jan Strankowski jadł właśnie śniadanie. Sobota była dniem, gdy wreszcie mógł dłużej pospać. Przyzwyczaił się on już do przejeżdżających pod jego oknami pociągów. Gdy inni kręcili głowami, on powtarzał, że nie należy z tym walczyć, lecz trzeba współżyć i wejść w symbiozę z koleją. Tylko w ten sposób udawało mu się wytrzymywać tu już kilkadziesiąt lat. Jednym z rytuałów tego współżycia było chwytanie szklanki z kawą przy pierwszych oznakach nadjeżdżającego pociągu, w postaci drżenia szyb, które w ramach okna ledwo utrzymywał stary i kruszejący kit. Wystarczyło przeczekać 20-30 sekund. Tylko długie składy towarowe zdawały się nie mieć końca i zanim przejechały, wskazówka sekundowa zdążyła dwa razy obiec tarczę zegara. Jednak tym razem zamiast stukotu, mężczyzna usłyszał przeraźliwy pisk hamulców. Zanim zdążył wstać, poczuł ogromy wstrząs połączony z niebywałym hukiem, a gorąca kawa poparzyła jego rękę. Wybiegł przed dom. Widział słup ognia buchający z pola po przeciwnej stronie torów. Zrobił jeszcze jeden krok i upadł. Wstał i spojrzał pod nogi. Leżał tam kawał blachy z białym napisem „EU07-115”.
- Chryste Panie - pomyślał tylko.
Przed nim stał na torach radziecki wagon, z którego wychodzili zakrwawieni ludzie. Jednak gdy obejrzał się w lewo zobaczył tylko kłębek blach i latających kawałków tektury. Z pogniecionych wagonów wyskakiwali ludzie. Panowała ogromna panika, było słychać krzyki i płacze. Chciał ruszyć w tym kierunku by pomóc tym ludziom, ale po kilku krokach jak spod ziemi wyrósł przed nim dobrze zbudowany mężczyzna, który zatrzymał go ręką:
- Służba Bezpieczeństwa, proszę tu zostać!

Po chwili cały teren otoczony był już przez esbeków oraz milicjantów. W oddali było słychać nadlatujący helikopter. Przyjeżdżały karetki. Ludzie pomagali sobie wzajemnie. Rozpoczęła się także segregacja rannych od trupów. Ktoś wpadł na pomysł, by ciała owijać w prześcieradła wyciągane ze zniszczonego wagonu sypialnego. Po chwili pod pobliską brzozą urosła biało-czerwona góra złożona z 9 ciał. Brakowało tylko jeszcze dwóch, których nie dało się wydobyć z wciąż płonącej ST43.
- Przepraszam, szukam rodziny - ktoś z pasażerów zagadnął lekarza zakrywającego starannie ciało. - Czy mógłbym zobaczyć, czy tu ich nie ma?
- Proszę bardzo.
Mężczyzna zaczął odsłaniać twarze zmarłych, by móc odnaleźć tą znajomą. Jedno z tych „zawiniątek” było wyjątkowo duże. Ktoś pomógł odwrócić zwłoki tak, by można było zobaczyć twarz. To prześcieradło skrywało najtragiczniejszą zawartość - mężczyznę trzymającego w rękach przytulone doń dziecko; trzymającego tak mocno, że postanowiono porzucić próby ich rozłączenia. Ktoś szepnął tylko „to z lokomotywy”.

Na miejscu zjawiła się także ekipa badawcza w białych kitlach - innych, niż te lekarskie.
- Czy to aby nie minister komunikacji? - zapytał Jan Strankowski wciąż przypatrujący się zza pleców esbeka całemu zdarzeniu.
- Co pan? W białym fartuchu? To naukowcy tylko.
Przyleciały też i rosyjskie sanitarne śmigłowce wojskowe. Tu żołnierze szybko rozeszli się po terenie, a następnie wrócili do maszyn. Gdy helikoptery Armii Radzieckiej odleciały, jedna z osób, tworząca dookoła miejsca katastrofy szczelny kordon, udała się w kierunku zainstalowanego na miejscu telefonu:
- Czy mógłbym zadzwonić do rodziny?
- Proszę bardzo - odpowiedział mężczyzna pilnujący aparatu.
Wykręcił numer, po czym krótko zakomunikował do słuchawki:
- Matko, katastrofa była, jak wyśniłaś, ale wujek żyje. Zabrali go helikopterem. [...] Ja ciebie też.
Następnie oddał słuchawkę pilnującemu:
- Dziękuję.
I oddalił się z miejsca katastrofy.

Także i Jan wreszcie postanowił udać się do domu, gdzie na stole stało niedokończone śniadanie. Z radia płynął właśnie komunikat: „Tu wiadomości radia Wolna Europa. Katastrofa kolejowa pod Wrocławiem. Pociąg przyjaźni uległ wykolejeniu. Jest kilka osób zabitych i kilkanaście rannych. Prawdopodobną przyczyną był sabotaż dokonany przez niezadowolonych z ostatnich podwyżek cen pracowników PKP...”.

KONIEC
Żory, 9.07.2009 r.

Informacje o tekście
Data dodania:9 lipca 2009 00:03
Tekst czytano:5 026 razy
0,93/dzień
Ocena tekstu:
4,78 (37 oceniających)
(Kliknij właściwą gwiazdkę, by oddać głos)

Wróć

Komentarze (8)


Ładowanie komentarzy... Trwa ładowanie komentarzy...

Uwaga! Wszystkie teksty na tej stronie są mojego autorstwa i objęte są prawami autorskimi! Kopiowanie, publikowanie lub cytowanie w całości bez wiedzy autora - ZABRONIONE! Dowiedz się więcej o prawach autorskich

Strona istnieje od 25.01.2001
Ta strona używa plików Cookie.
Korzystając z niej wyrażasz zgodę na przetwarzanie danych a zakresie podanym w Polityce Prywatności.
 
archive To tylko kopia strony wykonana przez robota internetowego! Aby wyświetlić aktualną zawartość przejdź do strony.

Optymalizowane dla przeglądarki Firefox
© Copyright 2001-2024 Dawid Najgiebauer. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Ostatnia aktualizacja podstrony: 6.08.2023 19:26
Wszystkie czasy dla strefy czasowej: Europe/Warsaw