OPOWIADANIA I WIERSZE

Opowiadania i wiersze > Opowiadania > Pozostałe > Autostopowiczka

Autostopowiczka

Na podstawie nagrania dostępnego w Internecie.

Nasz nowy produkt, który pochłonął dziewięć milionów euro funduszy oraz dwa lata ciężkiej pracy nad jego tworzeniem. Jednak była realna szansa, że już w ciągu trzech lat cała inwestycja się zwróci. Jako szef zespołu oraz pomysłodawca tegoż projektu, to właśnie mnie przypadł zaszczyt zaprezentowania gotowego produktu pewnemu koszalińskiemu koncernowi. Dyrektor nie miał wątpliwości co do mojej delegatury. Mnie cieszyło nie tylko to, iż mogłem reprezentować działo mojej firmy, w które włożyłem osobiście bardzo dużo zaangażowania i wręcz samego siebie. Ponad osiemset kilometrów trasy służbowym samochodem to było coś dla mnie. Wszak w tym roku zrobiłem już ponad dziesięć tysięcy kilometrów jeżdżąc po całej Polsce. Lubiłem te długie, samotne podróże niezależnie od panujących warunków atmosferycznych. Za każdym razem bawiłem się w taką jazdę, by spalić jak najmniej paliwa w przeliczeniu na 100 kilometrów. Takie niepisane współzawodnictwo wśród pracowników, podsycane określonym funduszem na paliwo wyliczanym do każdej delegacji, z którego pozostałość zawsze przysługiwała kierowcy jako premia. Przy takiej ilości pokonywanych kilometrów w ciągu roku można było naprawdę z tego tytułu uzbierać niemałą sumę. Nieskromnie wspomnę, że przodowałem w tej konkurencji; ustanawiając dla trzech z czterech firmowych samochodów nowe rekordy.

Prezentacja skończyła się planowo o godzinie 15.00. Wypadła pomyślnie, przez co wprawiła mnie w bardzo dobry humor. Czułem, że kontrakt praktycznie mamy w kieszeni. Pół godzinki w hotelu na spakowanie rzeczy i byłem gotowy do drogi powrotnej.

Jesienne słońce powoli zbliżało się ku zachodniemu horyzontowi. Przez dzień bywało jeszcze w miarę ciepło, lecz noce witały już chłodem zwiastując nadciągającą zimę. Choć dziś pochmurne niebo pozwalało przypuszczać, że nie będzie aż tak źle, jak ostatniej nocy. Wyruszyłem więc na południe w kierunku Bydgoszczy, dalej Torunia, Łodzi by wreszcie znaleźć się w Katowicach. Piątkowe popołudnie sprawiło, że na drogach miasta panował spory ruch. Ale trasa dzięki temu mijała szybko i nawet nie zauważyłem, gdy znalazłem się już na dużo mniej uczęszczanej drodze nr 25, a wokół zaczęła robić się szarówka. Teraz trasa mijała dużo bardziej monotonnie - pola i lasy, nieliczne stacje benzynowe i niewielka ilość większych miast. Gdy dojechałem do Człuchowa było już zupełnie ciemno, a przede mną jeszcze wiele godzin jazdy. Ale nie czułem zmęczenia ani senności i nic nie zapowiadało, abym przed świtem nie zdołał dotrzeć do celu.

Monotonna i spokojna droga jednak wkrótce miała stać się jeszcze bardziej jednostajna i dłużąca. Po zjeździe w Koronowie na trasę 56 zrobiło się jeszcze bardziej pusto. Nie chciałem jechać przez centrum Bydgoszczy, miałem w planach ominąć je i skierować się wprost na Toruń. Samochody mijałem coraz rzadziej. Zrobiło się chłodniej; podkręciłem ogrzewanie w samochodzie. Po wyjeździe z lasów zaczęła pojawiać się mgła. Nie zwiastowało to łatwej jazdy, lecz miałem nadzieję, że owe jesienne zjawisko ma zasięg wyłącznie lokalny. Myliłem się. Przecięcie DK-5 okazało się już dość stresujące przez wzgląd na ograniczoną widoczność, a miało być jeszcze gorzej.

Po wjechaniu na drogę oznaczoną numerem 256 (liczba ta wywoływała u mnie uśmiech na twarzy - "droga specjalnie dla informatyków" - pomyślałem) znalazłem się jakby w świecie zupełnie odizolowanym od cywilizacji. Droga była nieoświetlona i bardzo stroma.
- Co to, do diaska, góry? - pomyślałem - Przecież na geografii uczyli mnie, że to nizinne tereny. A tu góry niczym w Tatrach.

Gęstniejąca mgła utwierdzała w przekonaniu, że podążam w kierunku Wisły, a ze względu na brak możliwości jej przekroczenia - nie mam szans na zabłądzenie. Jechałem wolno. Przez jakiś czas w tej mrocznej krainie otuchy dodawały światła tira jadącego tuż za mną. Szosa stawała się coraz węższa. Z przeciwka także zaczęły wyłaniać się światła - kolejny tir. Nie było szans na bezproblemowe minięcie. Przednie światła przeciwmgłowe pozwoliły zaryzykować zjechaniem jednym kołem poza asfalt, którego dostrzeżenie krańca wymagało już niemałego wysiłku. Udało się minąć, lecz poświata jadącego za mną tira zniknęła wkrótce we wstecznym lusterku. Pewnie im minięcie się nie poszło tak łatwo. Od tego momentu otaczał mnie tylko i wyłącznie mrok, gęsta jak mleko mgła i kompletna cisza. Nie miałem pojęcia, w którym miejscu się znajduję. Nie było żadnych tablic ani innych jadących pojazdów - tylko cienie rosnących przy drodze drzew. Poruszałem się z prędkością 15 km/h. Panująca mistyczna i upiorna atmosfera zaczęła powoli mi się udzielać. Chciałem, by ten informatyczny skrót wreszcie dobiegł końca. Wpakowałem się w jakąś zapadłą dziurę skuszony chęcią znalezienia jak najkrótszego szlaku. Przez głowę zaczęły mi już przelatywać wyobrażenia o kończącym się asfalcie, wyboistej polnej drodze, która miała wieść mnie wprost w głębiny płynącej nieopodal Wisły.

Nagle wśród tej nieprzeniknionej czarnej masy dostrzegłem bladożółtą poświatę. Pomyślałem najpierw, że przyjdzie znów zmierzyć się z wyczynem minięcia się na tej wąskiej dróżce. Jednak po przejechaniu jeszcze kilkudziesięciu metrów mogłem stwierdzić, że światło to znajdywało się przy drodze.
- Pewnie wreszcie jakaś chałupa - dodawałem sobie otuchy. - Choć... To światło nie stoi w miejscu, lecz skacze - stwierdziłem z lekkim niepokojem.
Z jednej strony chciałem jak najszybciej oddalić się z tego miejsca, lecz coś nie dawało mi spokoju, a logika starała się brać górę nad wyobraźnią. Zatrzymałem się. Pozostawiłem samochód z pełnym oświetleniem, załączyłem jeszcze światła awaryjne, zaś na siebie zarzuciłem odblaskową kamizelkę. Wyszedłem z auta na drogę. Wśród panującej dookoła ciszy teraz wyraźnie dało się słyszeć skwierczenie i trzask. Światło dobiegało jakby z dołu, poniżej drogi. Zacząłem ostrożnie podążać w jego kierunku. Już po paru krokach mogłem jednoznacznie stwierdzić, co było źródłem jego i towarzyszącym mu hałasu.
- O, żesz w mordę! - krzyknąłem i szybko pobiegłem do pozostawionej w samochodzie komórki.
Nie mogłem być daleko od miasta, gdyż zasięg był bardzo dobry. Wykręciłem 112 i zacząłem biec z powrotem.
- Policja, Bydgoszcz, słucham? - odpowiedział mi po trzecim dzwonku lekko senny głos.
- Halo? Dobry... Znaczy, bry wieczór! Jestem na drodze 256 przed Bydgoszcze. Nie wiem dokładnie, jak daleko (pieprzona mgła). W rowie leży samochód, pali się!
- Czy jest ktoś ranny?
- Moment...
Zajrzałem do wnętrza kabiny pojazdu, który wyraźnie zaliczył niemałe dachowanie i zatrzymał się na drzewie. Wyciągnąłem rękę przez wybitą szybę i znaleźć ciało kierowcy. Jednak w momencie, gdy zbliżyłem głowę, widok zmroził mi krew w żyłach. Odskoczyłem natychmiast w tył potykając się przy tym i lądując na ziemi.
- O Boże! Kurwa mać! Ja pierdolę!
- Co się stało? Czy są ranni?
- Tak... To znaczy nie... - próbowałem wydusić z siebie jakieś słowa, walcząc z odruchem wymiotnym - Trzy osoby są, dwie mocno poparzone, chyba nie żyją.
- Wie pan dokładnie, gdzie się pan znajduje?
- Nie mam pojęcia, gdzieś niedaleko Bydgoszczy musi to być! Mówiłem! - odpowiedziałem zdenerwowany zupełnie nie zwracając uwagi, że z pewnością tempo moich wypowiedzi i drżenie głosu utrudniały zdekodowanie mojego przekazu.
- Dobrze, wyślemy w tamtą stronę kogoś, proszę się oddalić na bezpieczną odległość i zaczekać na strażaków i policję. Proszę jeszcze tylko swój numer telefonu podać.
"Kurde, nie mają identyfikacji?" - pomyślałem sobie, lecz posłusznie podałem.
- Dobrze, dziękuję, proszę czekać.
- Dowidzenia! Znaczy, dobranoc!

Pożar wyraźnie przygasał; co miało się spalić, już się wypaliło. Przełamałem więc obrzydzenie i lęk i postanowiłem zignorować polecenie dyżurnego o zachowaniu ostrożności i oddaleniu się od płonącego pojazdu. Sam nie wiem, w jakim celu i czego szukałem; byłem przekonany, że cała trójka zginęła. Próbowałem otworzyć tylne drzwi. Znajdujące się z tyłu ciało młodego mężczyzny było tylko lekko poparzone. Niestety, pogięta blacha uniemożliwiała dostanie się do wnętrza. Położyłem palce na jego tętnicy szyjnej. Nie byłem pewien, czy czułem własny gigantyczny puls, czy może bardzo słabo wyczuwalny jego. Mimo wszystko zacząłem wyciągać go z pojazdu. Nie miał zapiętych pasów, więc wydostanie go okazało się nie aż takie trudne, jak przypuszczałem. Odciągnąłem go od pojazdu i położyłem na ziemi przy szosie. Oddychał, choć był nieprzytomny. Pobiegłem więc tylko do samochodu po koc, by przykryć nim mężczyznę. Nic więcej nie byłem w stanie zrobić.

Wróciłem do rozbitego pojazdu, który leżał do góry kołami. Wyciąganie dwóch osób z przodu, których części ciał były zwęglone, było bezsensowne. Dostrzegłem na dachu migający czerwony punkt. To była kamera. Wciąż działała. Wyciągnąłem ją. Ekran był pęknięty, lecz wciąż pokazywał obraz, który dało się oglądać. Na podglądzie świeciła się ikona symbolizująca koniec taśmy. Zabrałem kamerę i usiadłem przy swoim samochodzie. Zacząłem oglądać urządzenie. Przewinąłem taśmę kawałek do tyłu. Widać było stały nieruchomy obraz wnętrza samochodu rozświetlanego tlącą się tapicerką. Zacząłem przewijać taśmę do samego początku by obejrzeć cały zarejestrowany materiał. Miałem nadzieję poznać przyczynę tego makabrycznego wypadku.

* * *

- To jest w środku lasu... Prowadzi tam droga, która jest po prawej za pewnym charakterystycznym punktem - opowiadał operator kamery siedzący na tylnym siedzeniu.
- Musisz mi pokazać drogę - odpowiedział kierowca.
- Człowieku, ja tam nigdy nie byłem!
- Ale znasz drogę, no nie? - dodała dziewczyna siedząca na miejscu pasażera.
- Ja?! Nigdy nie byłem tam!
- Ale znasz drogę? - ponownie zapytała.
- Ktoś mi opowiadał, jak tam dojechać. Mam taki szkic w wyobraźni.
- Ty masz szkic... Jesteś wspaniałomyślny! Wspaniale wiedzieć, że ty masz szkic w wyobraźni. No to teraz całkowicie ci ufam, Dawid - rzuciła zdenerwowana dziewczyna.
Trójka młodych przyjaciół wyraźnie zmierzała samochodem do jakiegoś miejsca, którego położenia sami nie byli pewni. Było już ciemno. Przemierzali ulice miasta.
- Czyżbyś wątpiła w moją wyobraźnię?
- Nie, nie wątpię. Ale nie czuj się jak na przechadzce po swoim mieście, ponieważ...
- Nie czuję się! - przerwał - Ludzie! Wystarczy, zrozumiałem. Tomek, jedź naprzód... - zwrócił się do kierowcy.
- Szkic w wyobraźni - zaśmiał się Tomek.
- Daj spokój już, jedź dalej! - po chwili dodał - Tutaj! Skręć tu w lewo!
- Widzisz w wyobraźni tę drogę, prawda? My już też sobie ją wyobrażamy!
- Odwal się! Jesteś...
W tym momencie Dawid przestał nagrywać. W kolejnym ujęciu za oknami samochodu, którym podróżowali było widać jeszcze więcej miejskich świateł.
- A teraz co pokazuje twoja wyobraźnia?
- Skręć w lewo... Albo... Nie, to nie tu.
- Nie tu? To co teraz? Jechać dalej prosto? - dopytywał się zniecierpliwiony kierowca.
- Zawróć teraz. Zawracaj.
- Widzę, że twój szkic w wyobraźni świetnie się spisuje - skomentowała pasażerka.
- Zawróć tutaj, jest szeroko - polecił.
Następnie odpowiedział dziewczynie
- Nie... Patrzyłem na kamerę.
Po czym ponownie zwrócił się do kierowcy:
- Uważaj na motor po lewej. Jak przejedzie, to skręć za nim w lewo.
- Martw się lepiej o kamerę! - odpowiedział mu pouczany Tomek.
- Ta kamera mnie już wkurza, Dawid! - oznajmiła ze złością dziewczyna.
- Oj, wiesz jak to jest. Nowa zabawka - usprawiedliwiał się operator.
- Idiota!
W tej chwili ponownie nagrywanie zostało przerwane, a następna scenę prezentowała już jazdę chyba poza ścisłym centrum miasta. Podróż mijała im na rozmowach na najróżniejsze tematy. W dalszym ciągu przemierzana przez nich droga nie była mi znana. Kolejny ciekawszy punkt na nudnawym nagraniu, który mnie rozbudzi rozpoczął się słowami dziewczyny:
- Cholera!
- Drzewa... Strasznie tu.
- Podobno nie łatwo tam trafić - dodał operator.
- Może byś wyłączył tą kamerę i zaczął zwracać większą uwagę na drogę? Nie chcę tak całej nocy jeździć!
- Byś się wreszcie może wtedy na coś przydał - dorzuciła pasażerka.
- Ale fajnie będzie móc to wszystko widzieć - bronił się Dawid.
- Co jest, kurwa? - powiedziała pasażerka, choć nie bardzo z nagrania można było wywnioskować przyczyny tego okrzyku.
- Nie rozbij auta! - dodał operator.
Kierowca kręcił kierownicą to w jedną, to w drugą próbując wydostać się z miejsca, w które wjechali. Jednakże nie było podobne do tego, w którym obecnie się znajdowałem.
- Patrz tam! Mów, co widzisz z tyłu! - polecił kierowca.
Chyba jednak udało się wyjechać i ruszyć w dalszą drogę, gdyż ponownie na nagraniu nastąpiła zmiana scenerii.
- Męczy mnie już to jeżdżenie w kółko - stwierdziła pasażerka. - Tu wszystko wygląda tak samo. Męczy mnie samo patrzenie na tą drogę. Choroby morskiej dostaję!
- Patrz na to, jaka sztuczka! - kierowca postanowił urozmaicić podróż i wyłączył światła.
- Ja mogę widzieć w podczerwieni - stwierdził operator z nutką szyderstwa - a ty nie. Będę cię ostrzegał.
- Widzisz? Fajnie byłoby móc prowadzić samochód z oświetleniem w podczerwieni.
- Tak, z dwiema kamerami w oczach...
- Nie w tym życiu.

* * *

Uniosłem na chwilę wzrok znad kamery, przewijając materiał nieco do przodu. Chciałem jak najszybciej poznać przyczynę wypadku do tego stopnia, że nawet nie odczuwałem tak zimna. Nieliczne płomienie na samochodzie zniknęły, a skwierczenie ustało. Przez cały ten czas wokół nie było żywej duszy, tylko przemierzające z bezszelestnie chmury gęstej mgły. Biała bezkształtna masa po mojej prawej stronie i czerwona po lewej rozświetlana jasnymi pomarańczowymi błyskami świateł awaryjnych.

Ponowne naciśnięcie przycisku odtwarzania ukazało mym oczom wąską, ciemną drogę, całkiem podobną do tej, na której się znajdowałem.

* * *

- Spójrz, to moja sąsiadka! - wykrzyknął Tomek, gdy zauważył w świetle reflektorów samochodu dziewczynę stojącą przy drodze.
- Sąsiadka? - zapytał zdziwiony Dawid.
- Żartuję, żartuję.
- Nie żartuj! - Pasażerka samochodu nie miała już najwyraźniej chęci na dowcipy i zabawę.
- Zatrzymam się. Ona jest sama.
- Zgłupiałeś, czy co? Jedź dalej! - protestowała dziewczyna.
- Ona jest sama. Z księżyca spadłaś, czy co? Może trzeba jej pomóc.
Samochód się zatrzymał.
- Idzie tu, idzie. Ona może być ładna - Dawid najwyraźniej miał nieco inny punkt widzenia na całą sprawę.
Nieznajoma otworzyła drzwi:
- Dobry wieczór! - powiedział do niej kierowca.
- Hej! - w tym samym czasie powiedział Dawid.
Dziewczyna faktycznie sprawiała wrażenie całkiem atrakcyjnej, choć nieco zmęczonej. Kamera cały czas była skierowana na jej twarz. Spojrzała prosto w obiektyw; było to bardzo głębokie i przeszywające spojrzenie. Obraz zaczął w tym momencie skakać. Może to tylko skutek wypadku.
- Mogłabym się z wami zabrać?
- Dokąd? - zapytał operator.
- Tam, prosto - odpowiedź była dość enigmatyczna.
- Ok, wsiadaj! Tomek, to twój samochód.
Po chwili zaczął próbować rozmawiać ze swoją nową współpasażerką:
- Więc... Wszystko w porządku?
- Jedziesz do Bydgoszczy? - zapytał Tomek.
- Jadę tam, prosto - odpowiedziała.
- Więc... Co tutaj robisz o tak późnej porze? - próbował po chwili ponownie nawiązać rozmowę Dawid.
Nie dostając odpowiedzi, ponowił pytanie:
- Co tu robisz tak późno?
- Może jest zestresowana kamerą - ocenił Tomek. - Dawid, wyłącz to!
- Będzie lepiej, jeśli wyłączę to gówno - potwierdził Dawid.
Jednak nie kamera wciąż rejestrowała.
- Czy coś się stało? Jak się nazywasz? Nie znamy twojego imienia - dopytywał się Tomek.
Dziewczyna faktycznie wyglądała jak ofiara gwałtu. Zaniedbane, długie włosy do ramion, rozmazany makijaż i jakieś dziwne spięcie.
- Teresa - odpowiedziała wręcz bezbarwnym głosem.
- Czy tam się coś stało? - dopytywał się Tomek, a po chwili zwrócił się do Dawida - Znów żeś załączył to gówno. Wyłącz to!
- Ej, Dawid - dołączyła się do prośby pasażerka z przedniego siedzenia, a następnie zwróciła się do Teresy - Jesteś pewna, że wszystko w porządku? Chcesz coś pić? Mamy wodę. Chciałabyś się napić?
Odpowiedzią było wyłącznie spuszczenie głowy i lekkie poprawienie włosów. Zdawało się, że po policzku spływa jej łza.
- Próbuję zrozumieć, co się stało - zwróciła się tym razem do sowich przyjaciół.
- Powiedz, co się wydarzyło? - próbował teraz dowiedzieć się Dawid.
Przy każdym zbliżeniu wykonywanym przez niego na dziewczynę, obraz zaczynał przeskakiwać. Przez co trudno było w pełni opisać wygląd autostopowiczki.

* * *

Oglądanie materiału przerwał mi dobiegający z oddali dźwięk syreny. Spojrzałem wzdłuż drogi. Mgła nieco zelżała. Teraz mogłem wyraźnie dostrzec stojące przy wąskiej szosie stare drzewa. Nieco dalej rysowała się zdezelowana wiata przystanku autobusowego. Po chwili zauważyłem niebieską migającą poświatę. Nadjechał jeden wóz straży pożarnej, a za nim samochód policyjny. Wstałem i zacząłem machać.
- Dobry wieczór, co się tu stało?
- Dobry wieczór. Tutaj, on oddycha jeszcze - wskazałem wyciągniętego przeze mnie. - A tam jest samochód. Ale chyba już nic z tego.
- Dobry wieczór, sierżant sztabowy Artur Grabowicz. To pan zgłaszał wypadek? - podszedł do mnie starszy wiekiem, brodaty mężczyzna.
- Tak, tak. Dzwoniłem.
- Mógłby pan opowiedzieć, co się stało?
- A co tu opowiadać. Jechałem, była gęsta jak mleko mgła. Zauważyłem jakieś światło i coś mi podpowiedziało, żeby się zatrzymać i sprawdzić. I zobaczyłem to. To wszystko. Ale niech pan spojrzy na to, może się przydać.
Podałem policjantowi kamerę.
- Pewnie jeszcze trochę, bo w tej chwili jechały samochodem 4 osoby, a tutaj znalazłem 3, może więc przewinąć do przodu? - dodałem.
- Nie, obejrzymy wszystko - odrzekł sierżant.

* * *

- Widzisz tamto miejsce? - autostopowiczka wskazała jakiś punkt.
Gdy nieco się zbliżyli, można było rozpoznać rysy zdezelowanej wiaty przystanku autobusowego. Tak, to był ten przystanek.
- Tak - odpowiedział Dawid, robiąc kamerą zbliżenie owego przystanku.
- Widzisz to miejsce? - powtórzyła jakby nieco bardziej ożywiona - Tam miałem wypadek... I zginęłam.
Dawid gwałtownie skierował obiektyw w stronę autostopowiczki. Miała szeroko otwarte usta i oczy. Wydała przy tym przeraźliwy krzyk

* * *

W tym momencie gwałtownie odciągnąłem rękę od przytrzymywanej kamery, włosy stanęły dęba, a po plecach przeszła gęsia skórka. Policjant jednak wydawał się dość mało poruszony tym nagraniem. Po chwili było słychać już tylko pisk tak wszystkich jadących, jak i opon, a następnie gniecionej blachy. Kamera została wypuszczona z ręki i zaczęła skakać po dachującym samochodzie. Po chwili był już tylko nieruchomy obraz, któremu towarzyszył bliżej nieokreślony syk; zaczął pojawiać się ogień.

W tym momencie nadjechała karetka pogotowia. Strażacy natychmiast przywołali lekarza. Ranny był już ułożony na noszach, więc natychmiast został wniesiony do ambulansu. Podszedł do nas lekarz.
- Nie ma więcej rannych? - w tym momencie spojrzał na mnie - Dobrze się pan czuje?
- Tak, dobrze... - wykrztusiłem.
- Wygląda pan bardzo źle.
W tym momencie policjant wyszeptał do lekarza, wskazując jednocześnie na kamerę:
- Widział ją.
Lekarz skamieniał. Spojrzał się ponownie na mnie i zapytał:
- Chce pan coś na uspokojenie?
- Nie, obejdzie się. Dziękuję.
Karetka odjechała i wkrótce zniknęła za zakrętem. Mgła mocno już zrzedła.
- Co to było? - odważyłem w końcu zapytać się policjanta.
- W 1983 roku miał tu miejsce wypadek. To było równo 23 lata temu, ale wtedy na drodze leżał pierwszy śnieg. Kierowca autobusu nie zdołał opanować pojazdu i wjechał w przystanek. Stała tam wtedy jedna osoba. Zginęła na miejscu. To była 16 letnia Teresa.
To imię ponownie wywołało u mnie ciarki. Policjant kontynuował jednak swoją opowieść:
- Od tamtej pory miały tu miejsce już dwa niewyjaśnione wypadki. Ten jest trzecim. Do tej pory tylko łącznie jedna osoba przeżyła; 5 zmarło. Ludzie opowiadali, że widują w tej okolicy czasami ducha owej dziewczyny. Także ta osoba, która przeżyła opowiadała, że zabrali autostopowiczkę. Ale jej zeznania były tak niejasne, że nawet nie nadawały się do umieszczenia w raporcie. Sam nie wierzyłem w te bajki do czasu, kiedy pewnego razu jadąc tędy do wezwania nie zauważyłem przy drodze samotnie stojącej dziewczyny. W godzinę później w radiu usłyszałem, że zdarzył się w tym miejscu wypadek. Ludzie wiedzieli. Wtedy to i ja uwierzyłem. Dziś, dzięki temu nagraniu, jestem już całkowicie pewny, co się stało w tamtych dwóch przypadkach.

* * *

Przeżycia tamtej nocy nie dawały mi spokoju. W kolejnym roku postanowiłem wykorzystać urlop na dowiedzenie się czegoś więcej o całym wydarzeniu. Szczęśliwie udało mi się otrzymać informację, że osoba, którą uratowałem, przeżyła. Dysponując teraz jej nazwiskiem i imieniem, udało mi się także ją odnaleźć. Dawid mieszkał w Szubinie, niedaleko Bydgoszczy. Umówiłem się na spotkanie.
- Witam!
- Witam! Napije się pan czegoś?
- Tak, chętnie.
Podszedł kelner i zamówiłem herbatę i szarlotkę.
- Jak tam, co słychać? - zapytałem.
- A w porządku.
- Czym się pan zajmuje obecnie?
- Studiuję... Na mechanicznym.
- I jak idzie?
- Nie narzekam, całkiem dobrze. Lubię to. Podobno ma pan do mnie jakąś sprawę.
- Tak. Chciałem się zapytać o ten wypadek w zeszłym roku, pamięta pan?
W tym momencie wyraz twarzy mojego rozmówcy zmienił się z pogodnego i uśmiechniętego na ponury i spięty. Źrenice rozszerzyły się.
- Nie wiem, co się stało. Nie pamiętam. Wiem tylko tyle, że ktoś mnie znalazł i że gdybym jeszcze z 10 minut tam leżał, to mógłbym nie przeżyć. Skąd pan wie o tym?
Uśmiechnąłem się wtedy do niego.
- To pan mnie wtedy znalazł? - Dawid zaczął kojarzyć fakty.
Zmrużyłem oczy, potwierdzając w ten sposób.
- Czego pan ode mnie chce? Podziękowań? Dziękuję! Naprawdę dziękuję!
- Nie, nie o to mi chodzi - przerwałem rozmówcy, który zrobił się strasznie nerwowy. - Chciałem tylko się zapytać, co...
- Niech pan to zostawi w spokoju! Ja nic nie wiem!
Dawid wstał od stołu.
- Poczekaj chwilę! - krzyknąłem.
- Proszę więcej się do mnie nie odzywać. I niech pan nie jeździ lepiej tamtędy. Żegnam!
Wybiegł. Nie poznałem odpowiedzi. Pozostawała mi więc tylko pamięć widzianego nagrania. Coś, co sprawiało, że z tej ostatniej porady na pewno skorzystam i nigdy więcej nie będę jechał drogą nr 256.

KONIEC
Opole, 28.10.2006 r.

Informacje o tekście
Data dodania:29 października 2006 09:10
Tekst czytano:1 568 razy
0,25/dzień
Ocena tekstu:
3,36 (14 oceniających)
(Kliknij właściwą gwiazdkę, by oddać głos)

Wróć

Komentarze (0)


Ładowanie komentarzy... Trwa ładowanie komentarzy...

Uwaga! Wszystkie teksty na tej stronie są mojego autorstwa i objęte są prawami autorskimi! Kopiowanie, publikowanie lub cytowanie w całości bez wiedzy autora - ZABRONIONE! Dowiedz się więcej o prawach autorskich

Strona istnieje od 25.01.2001
Ta strona używa plików Cookie.
Korzystając z niej wyrażasz zgodę na przetwarzanie danych a zakresie podanym w Polityce Prywatności.
 
archive To tylko kopia strony wykonana przez robota internetowego! Aby wyświetlić aktualną zawartość przejdź do strony.

Optymalizowane dla przeglądarki Firefox
© Copyright 2001-2024 Dawid Najgiebauer. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Ostatnia aktualizacja podstrony: 6.08.2023 19:26
Wszystkie czasy dla strefy czasowej: Europe/Warsaw