OPOWIADANIA I WIERSZE

Opowiadania i wiersze > Opowiadania > Pozostałe > Pamiętnik Julki

Pamiętnik Julki

Opowiadanie oparte o autentyczny blog pt. Pamietnik Julki

Julkę wychowywała tylko mama. Mimo to jej dzieciństwo było szczęśliwe. Nie zawsze im obu było lekko, ale były szczęśliwe. Jej mama pracowała jako nauczycielka. Marna pensja zmuszała często do odmawiania sobie wielu rzeczy. Jednak najważniejsze było dla nich to, że mają siebie nawzajem. Często jeździły na wycieczki do Powsina, by wieczorem patrzeć na niebo lub liczyć krople deszczu. To wszystko wystarczało im do szczęścia.

Wszystko było dobrze do momentu, w którym Julka dowiedziała się o chorobie. "Rak" - zabrzmiało nieoczekiwanie w ustach lekarza. Wyraz twarzy matki zapadł w jej pamięci już do końca życia.
- Jak to mogło przytrafić się właśnie jej, ukochanej córeczce, która jest dla mnie wszystkim, która ma tyle planów, która ma zaledwie 14 lat - nie mogła pogodzić się w myślach matka Julki. - Jak to możliwe? U nas w rodzinie nikt nie chorował na raka? Skąd się to wzięło? - pytała lekarza.
Jednak okazało się możliwym.

Najpierw była chemioterapia, najgorszy okres w życiu małej dziewczynki. Niestety, przyniosła tylko krótkotrwałą poprawę. Bardzo krótkotrwałą. Lekarz podjął decyzję o "interwencji chirurgicznej". Julka bardzo bała się operacji, tego że już może nigdy się nie obudzić, nie zobaczyć już mamy.

Obudziła się jednak.
- Wszystko będzie dobrze, lekarz powiedział, że operacja się udała. Mamy być dobrej myśli - z uśmiechem przywitała Julkę czuwająca przy łóżku mama.

Ta dobra myśl trwała z nimi przez 2 lata, w czasie których łudziły się, że koszmar minął. Mama pracowała, córka chodziła do szkoły i snuła plany na przyszłość. Chciała zostać lekarzem. Niestety, okazało się, że są przerzuty.
- Wytnijcie mi to! Ja chcę operację! Chcę żyć! - krzyczała.

Niektórzy po cichu sugerowali, by wyjechała na operację do Stanów do kliniki specjalizującej się w takich przypadkach. Ale pensja nauczycielki nie była wystarczająca, a żaden bank nie chciał udzielić kredytu. Wszyscy tylko współczuli i odsyłali z kwitkiem. W tym czasie stan się pogarszał i złudzenia zaczynały znikać.

- Mamo, ja umrę, prawda? Ty też o tym wiesz, ja wiem.

Nie miała żalu do mamy, lecz do losu i do świata, w którym włada pieniądz.

Teraz czekały obie na ten dzień.

* * *

Julka miała już 17 lat. No prawie, bo do 2 czerwca pozostawało już tylko kilka dni. Mimo tego, jakże ważnego dla człowieka wieku, nie było dane jej spotykać się ze znajomymi, chodzić na dyskoteki, może czasami cichaczem palić papierosów w szkolnej toalecie. To już trwało 3 lata. Medycyna odebrała jej ostatnią nadzieję, bezwzględnie nakazując przygotować się na najgorsze. Ten niesprawiedliwy wyrok spadł na nią niczym grom z jasnego nieba.

Z początku nie było aż tak źle - odwiedzały ją koleżanki, przychodziła mama, sama też mogła od czasu do czasu wyjść na świeże powietrze. Jednak z dnia na dzień stan jej się pogarszał. Nowotworowe zmiany zachodzące we wnętrzu jej młodego ciała aż nader wyraźnie odbijały się na zewnątrz. Ludzie powoli zaczynali jej unikać, koleżanki zapominały woląc pojeździć na rowerze lub umawiać się z chłopakami niż siedzieć przy kimś, kto stawał się coraz większym wrakiem człowieka. Jeśli ktoś już czasem odwiedził, to sztuczny uśmiech na ustach kontrastował z rysującym się w oczach strachem. Przykuta do łóżka mogła tylko w głębi duszy wrzeszczeć i płakać, żaląc się na swój nieszczęsny los.

W tej wewnętrznej męce przyszedł z ukojeniem pewnego dnia wynalazek nowoczesnej elektroniki i telekomunikacji - komputer wraz z internetem. To właśnie Rosnąca popularność blogów w końcu i ją przekonała do założenia własnego. Azylu, gdzie mogła się wykrzyczeć, wypłakać, wyżalić.

Czy często płakała? Nawet często. Jak było już bardzo źle, gdy ból nie pozwalał jej oddychać, myśleć, marzyć. Często, gdy nie miała już siły, płacząc rozmawiała z Panem Bogiem. Tylko Jemu mogła przyznać się do tego, co czuje, do tego, jak jest. Wielokrotnie prosiła go, krzyczała, obrażała się na Niego i pytała: "dlaczego właśnie ja?". Lecz wkrótce w odpowiedzi na nie zradzało się inne pytanie: "A dlaczego miałby być to ktoś inny?". Z czasem nauczyła się akceptować to, co ją spotkało. Nauczyła się dziękować nawet za dwie godziny snu. Tylko dwie krótkie godziny, 120 minut, które jednak dla niej były niczym zbawienie, wytchnieniem od cierpienia i bólu. Teraz, oprócz Boga, miała jeszcze swój internetowy pamiętnik, gdzie mogła sobie pokrzyczeć, pogniewać się, popłakać i napisać parę słów, gdy już nie było siły na płacz.

Internet stał się jej jedynym kontaktem ze światem, nie licząc personelu szpitala no i mamy, która zawsze przy niej trwała. Pisząc pamiętnik wcale nie oczekiwała od nikogo litości, bo tej wcale nie brakowało w jej życiu. Ból, bezsenność albo leżenie i rzyganie w kiblu odbierały jej resztki sił, których brakowało już nawet na chwilę krzyku. Krzyczała więc palcami na klawiaturze; choćby na pieprzoną pielęgniarkę, która nie umiała trafić w żyłę zakładając kroplówkę. Albo na innych, niby takich nieszczęśliwych ludzi, którzy to opisywali na swoich blogach niechęć do życia.
- Kurwa! Zamienię się z Wami! - mówiła.

To właśnie takie chwile sprawiały jednak, że miała dość komputera, kiedy zadawała sobie pytanie, po co jej on. Z nikim nie rozmawiała, bo i nie miała o czym. Perspektywa rozmowy w stylu: "część, co u Ciebie słychać?", "Wiesz, spoko, mam raka. Nikt mi nie może pomóc. Niedługo umrę, choć tak bardzo kocham życie. A poza tym, wszystko ok." zniechęcała ją do wszystkiego. Chciała najchętniej przyspieszyć to, co nieuniknione i przestać czekać.

Z czasem przestawała rozmawiać także z mamą. Coraz bardziej zamykała się w sobie. Nie chciała już rozmawiać o chorobie. Choć mama próbowała ją pocieszać:
- Nie bój się, to naprawdę nic strasznego.
- Skąd możesz wiedzieć? Ja ją czuję nad sobą!
- Pamiętaj, że każdy ma taką śmierć, jakie prowadził życie.
Julka jednak nie rozumiała tych słów:
- To co ja takiego zrobiłam? Przecież nie mogłam przez te 17 lat tak nagrzeszyć, że aż tak muszę cierpieć - próbowała sobie tłumaczyć, choć już samo słowo "śmierć" wywoływało u niej silne emocje.

Wiedziała jednak o tym, że jej strach nie jest dla matki obcy. Wiedziała też, że i ona się boi, choć tak umiejętnie to ukrywała.

W chwilach wytchnienia, Julka marzyła o tym, aby umrzeć we śnie, z uśmiechem na ustach. Jednak te chwile były rzadkością. Często wiła się i krzyczała z bólu. Matka próbowała ją wtedy przytulić. Niby tak niewiele, a jednak to było wszystko, co mogła zrobić.
- Kocham cię! Tak bardzo cię kocham! Już dobrze - powtarzała córeczce.
- Skoro tak bardzo mnie kochasz, to udowodnij mi to!
- Jak?
- Zabij mnie!!! - odwrzasnęła przez zaciśnięte zęby.
W tym momencie z oczu starszej kobiety zaczęły płynąć łzy. Wyszła z pokoju. Wtedy do Julki docierało, jaka jest wredna dla kogoś, kto tak wiele dla niej zrobił. Często, kiedy zwijała się z bólu mówiła rzeczy, których później żałowała. Nienawidziła siebie. Miała ochotę wziąć nóż i zakończyć to wszystko.

Jeszcze tej samej nocy we śnie przyszła do niej babcia. Julka, jak rzadko spała, tak jeszcze rzadziej śniła, dlatego to spotkanie było niezwykłym. Babcię pamiętała tylko ze zdjęć, gdyż odeszła, gdy dziewczynka miała 3 lata. Spokojny sen, w którym stara, uśmiechnięta kobiecina przytuliła ją i powiedziała:
- Nie bój się. Jak tu przyjdziesz, to zajmę się tobą. Nie będziesz sama.

Po tym śnie poczuła się znacznie lepiej, spokojniejsza. Miała nadzieję, że to jakiś znak przepowiadający koniec męczarni. Marzyła, by móc przespać cały ten czas, który jej pozostał, lecz Bóg nie chciał wysłuchać tej prośby. Nie takie najwidoczniej były Jego plany. Pozostawało czekanie; może kilka dni, w czasie których mogła jeszcze spróbować uśmiechnąć się do mamy. Tak nieczęsto to robiła, a przecież to sprawiało taką radość im obu.

Gdy ból nieco ustępował Julka wychodziła na balkon, by móc cieszyć się ciepłymi promieniami słońca. Dojrzała na dole swoją przyjaciółkę - Kasię. Znały się od piaskownicy. Kasia była śliczną, długowłosą dziewczyną. Julka też kiedyś miała włosy - czarne, kręcone. Teraz pozostał jej tylko błękitny kapelusz pasujący do jej smutnych oczu. Chciała już krzyknąć na swoją kumpelkę, pomachać jej, ale uświadomiła sobie, że to nie ma sensu. Przecież ona też się bała tej bladej, wychudzonej postaci. Wcześniej była 2 razy ją odwiedzić, jak jeszcze leżała w szpitalu. Gdy bezsilni lekarze wypisali ją do domu twierdząc, że tam będzie jej lepiej, zadzwoniła do Kasi. Ale nie miała czasu; za tydzień, za miesiąc... Wciąż nie miała czasu.

W tym momencie poczuła coś dziwnego w żołądku. Jakby żal, pretensje, rozczarowanie. Samotność.
- Kasia ma włosy, ma przyjaciół, ma całe życie przed sobą. Ja nie - mówiła do siebie.
Próbowała ją zrozumieć. Usprawiedliwiać, że po co jej ktoś taki, jak ona, roślina, która z każdym dniem jest coraz bardziej zwiędła, która usycha. Przejrzała się w lustrze po raz pierwszy od bardzo dawna. Nic dziwnego, że ludzie się jej bali. Sama bała się swojego okropnego wyglądu.

Zaczęła płakać, choć miała to sobie za złe. Wyrzucała sobie, że nie potrafi być twardsza. Próbowała się przekonać, że niepotrzebnie rozczula się nad sobą, przecież nie tylko ona jedna nie miała włosów, siły, wiary, nadziei, nie tylko ona jedna umiera. Użalała się w swoim blogu nad sobą pisząc o wszystkim. Ale to jej pomagało. Nie umiała tłumić tego wszystkiego w sobie. A mamie mówić nie mogła, choć i tak wiecznie płakała z powodu choroby córki. Julka wiedziała, że kiedy już umrze, będzie jej łatwiej. I chciała użalać się nad sobą tak długo, dokąd starczy jej sił.

W sobotę, 17 maja mama Julki była w kościele. Chciała jej towarzyszyć, lecz na to nie było już sił. A przecież już tylko w Najwyższym mogła pokładać ufność i nadzieję, gdy lekarze z opuszczonymi rękoma kręcili tylko głową z bezsilności. Rozmawiała z Bogiem, negocjowała, prosiła, lecz zawsze dochodziła do wniosku, że widocznie tak ma być.
- Mamo, poproś księdza, aby przyszedł do mnie.

Jeszcze tego samego dnia odwiedził ją duchowny. Chciała zrzucić z siebie ciężar, wyspowiadać się. Na koniec otrzymała książkę z dedykacją: "Julce. Siły, wiary, nadziei". Jednak jej została już tylko wiara, która nawet ona znikała w chwilach największego cierpienia.

Jeszcze jedną rzecz tego dnia sobie uświadomiła. Umrze nie poznawszy własnego ojca. Nawet nie wiedziała, jak wygląda. Kilkakrotnie próbowała rozmawiać o nim z mamą, lecz zawsze ten temat spotykał się z niechęcią. Dowiedziała się tylko, że bardzo je skrzywdził. Jednak dla Julki ważniejszy był inny fakt - w końcu to jej ojciec. Czy mama, nie mówiąc o nim, tylko nie rozumiała córki, czy może broniła ją przed nim, a może był jeszcze inny, ważniejszy powód - tego nie wiedziała.

Trudno było jej zaakceptować fakt, że niedługo już nie wyjrzy przez okno, nie posiedzi na balkonie by łapać ciepłe promyki słońca, nie przytuli się do mamy; pozostawi tyle niespełnionych marzeń, pragnień. Nie dożyje matury, nie pozna swojej miłości, nie doczeka swojego ślubu, nie pozna, jak to jest być mamą. Im bardziej zdawało jej się, że pogodziła się ze swoim losem, tym bardziej bała się nadciągającego końca, że może nie będzie dla niej już jutra. Choć tylko w nim mogła upatrywać przerwania swoich cierpień.

Kilka dni później nie miała siły już nawet podejść do komputera. Mama przysunęła jej stolik do łóżka tak, aby mogła tylko usiąść i pisać póki jeszcze starczało sił. Przez te kilka dni bardzo polubiła swój pamiętnik i znajdowała w nim ukojenie. Był dla niej niczym rozmowa z kimś bliskim, z kimś, kto ją zna i rozumie, kto wiedział, co teraz czuje.

Matka Julki także coraz mocniej przeżywała fakt odbierania jej córki przez bezlitosny nowotwór. A już nawet nie z dnia na dzień, lecz z godziny na godzinę było coraz gorzej. Ból, wymioty zwiastowały najgorsze. Choć Julka chciała doczekać swoich urodzin, to tylko niecałe dwa tygodnie.

- Pojedziemy, córuś, w twoje urodziny do parku taksówką, co ty na to?
- Chciałabym, ale nie wiem, czy lekarz pozwoli.
- Zapytam się i na pewno pozwoli. Usiądziemy na ławce pod jakimś ładnym drzewem. Obiecuję ci!
Julka uśmiechnęła się, choć dobrze wiedziała, że nie będzie mogła. Ostatnimi czasy nie mogła nawet wstać z łóżka.
- Pamiętasz, że chciałam mieć zawsze psa? - przypomniała sobie Julka. - Tylko ta moja alergia...
- Pamiętam - uśmiechnęła się mama.
- Jak już mnie nie będzie, kupisz psa?
- Oczywiście!
- Obiecasz mi?
- Obiecuję! I będę z nim chodzić na spacer do parku i siadać na ławce pod drzewem. Będę wtedy myślała o tobie.
- Wiesz mamo, prowadzę w internecie taki swój pamiętnik - oświadczyła, choć miała nigdy o tym nie wspominać.
- Mogę przeczytać?
- Nie, nie czytaj proszę. Przeczytasz, jak już będzie po, ok.?
Po policzku starszej, niewyspanej kobiety zaczęły płynąć w tym momencie łzy. Płakały obie.
- Poproś, mamuś, Pana Boga, by pozwolił mi zostać z tobą do urodzin.
- Poproszę, zostaniesz! - wydusiła przez łzy.

Tej nocy Julka miała problemy z oddychaniem, leki już nie pomagały. Ból nie pozwalał już wcale na sen. Mama pojechała do lekarza, a Julce przez głowę przelatywały tylko myśli, że nie zdąży już wrócić.

Podczas ostatnich miesięcy bardzo zżyła się z poznanym przez internet Wojtkiem, który stał się przyjacielem mogącym towarzyszyć jej, z którym świetnie się rozumiała, dzięki któremu czasami uśmiechnęła się. Był dla niej prawdziwym skarbem, o którym prawie nikomu nie mówiła - zachowała go dla siebie. Obiecała mu, że tak długo, jak będzie na tym świecie, będzie dawała mu znak, że żyje, choćby kropką w kolejnej notce pamiętnika. Teraz właśnie nadszedł ten dzień. Pod pełnym ciepła tytułem "Dla ciebie Wojtku Abyś Wiedział Że Jeszcze Jestem" znalazła się tylko jedna, mała, ale jakże ważna kropka.

Następnego dnia to właśnie Wojtek dodał nowy wpis, spełniając tym samym ostatnie życzenie Julki. Był to list, jaki od niej otrzymał 4 dni wcześniej:

Drogi Wojtku,

Dziękuje Ci za te wszystkie miesiące, przez które byłeś przy mnie. Tak bardzo mi to pomagało. Tak naprawdę to dzięki Tobie i mamie walczyłam do końca, to dzięki Wam nie odebrałam sobie życia, dzięki Wam byłam. Jesteś wyjątkowym człowiekiem. Nigdy Cię nie widziałam, ale czuję, że jesteś mi bardzo bliski. Obdarzyłam Cię wielką sympatią i zaufaniem.

Czuję, że mój koniec jest coraz bliższy.

Trochę mi szkoda, że nie będzie mi dane poznać kogoś tak wspaniałego, przyjaciela, jakiego zyskałam dzięki znajomości z Tobą.

Jeśli pójdę do Nieba to będę Twoim aniołem.

Mam do Ciebie ogromna prośbę. Podałam Twój numer mamie. Kiedy już będzie po, ona do Ciebie zadzwoni. A Ty wtedy podziękuj wszystkim ludziom, którzy odwiedzali mój pamiętnik i przeproś ich za to, że nie odpowiadałam na listy, które do mnie pisali. Bardzo chciałam, ale wiem, że ludzie zbyt szybko przywiązują się do innych, nawet tych wirtualnych przyjaciół, nie mogłabym pozwolić na to, by ktoś przeze mnie cierpiał. Powiedz im ode mnie „dziękuję”.

Pod koniec tego listu podam Ci hasło do mojego pamiętnika. Proszę Cię, podaj go osobie, która chciała zrobić mój pamiętnik truskawkowym. Tak bardzo kocham truskawki.

Obiecaj mi też, że od czasu do czasu zadzwonisz do mamy i sprawdzisz czy wszystko u niej w porządku. Tak bardzo się o nią martwię. Tak bardzo ją kocham.

Przepraszam Cię Wojtku, że ten list nie będzie zbyt długi, ale nie mam siły. Z minuty na minutę jestem słabsza.

Pozdrawiam Cię i Dziękuję Za Wszystko - Przyjacielu.

Julka

hasło: truskawki

* * *

Testament... wszystkie marzenia - to wszystko, co miałam... oddaj je tym, którzy je kochali... mówisz, że nie masz komu? nie przepraszaj... spal...

Pamięci Julki, kimkolwiek jesteś, gdziekolwiek jesteś i kiedykolwiek jesteś.
Opole, 6.07.2006 r.

Informacje o tekście
Data dodania:6 lipca 2006 14:07
Tekst czytano:6 998 razy
1,08/dzień
Ocena tekstu:
5,46 (90 oceniających)
(Kliknij właściwą gwiazdkę, by oddać głos)

Wróć

Komentarze (5)


Ładowanie komentarzy... Trwa ładowanie komentarzy...

Uwaga! Wszystkie teksty na tej stronie są mojego autorstwa i objęte są prawami autorskimi! Kopiowanie, publikowanie lub cytowanie w całości bez wiedzy autora - ZABRONIONE! Dowiedz się więcej o prawach autorskich

Strona istnieje od 25.01.2001
Ta strona używa plików Cookie.
Korzystając z niej wyrażasz zgodę na przetwarzanie danych a zakresie podanym w Polityce Prywatności.
 
archive To tylko kopia strony wykonana przez robota internetowego! Aby wyświetlić aktualną zawartość przejdź do strony.

Optymalizowane dla przeglądarki Firefox
© Copyright 2001-2024 Dawid Najgiebauer. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Ostatnia aktualizacja podstrony: 6.08.2023 19:26
Wszystkie czasy dla strefy czasowej: Europe/Warsaw