Kilka dni temu do komisji sejmowej ds. transportu drogowego wpłynął projekt zaostrzający kary. Nie ma co ukrywać, to pokłosie wielu tragicznych w ostatnim czasie wypadków (a raczej: zabójstw), jakie miały miejsce na naszych drogach. Czy zawsze musi dochodzić do spektakularnych i medialnych tragedii, żeby ktoś zauważył problem? Kilka lat temu zaostrzono kary wobec pijanych kierowców. Miało być odbieranie samochodów. I choć takie przypadki się zdarzają, to jakoś nikt nie chwali się ani statystykami, ile to aut poszło na licytację, ani tym, o ile spadła liczba pijanych. A pewnie działało by to w jakiś sposób pozytywnie. Jednak... Zdaje się, że ani nie ma się czym chwalić, ani skuteczność nie jest taka, jak się spodziewano. Czy tym razem będzie inaczej? Pierwszą z proponowanych zmian jest odbieranie uprawnień do prowadzenia na okres 3 miesięcy dla tych, którzy przekroczą dopuszczalną prędkość o 50km/h poza terenem zabudowanym. Pomijając kwestie, w jakich okoliczność 50km/h jest rażącym naruszeniem ograniczeń (uważam, że dla terenu zabudowanego taki limit mógłby być mniejszy), to warto zadać sobie pytanie, na ile taki przepis był skuteczny. Niestety, szczegółowa analiza statystyk nie da pełnego obrazu. Po pierwsze duże znaczenie ma pogoda. Po drugie, w międzyczasie wzrosły np. kwoty mandatów, które także wywarły swój wpływ. Ale wydaje się, że osoby, które dopuszczają się tak niebezpiecznych zachowań, wcale wiele nie przejmują się samą utratą prawka (bo i tak najczęściej ich uprawnienia są wstrzymane). Ileż to materiałów jest, gdy dochodzi do zatrzymania osoby z orzeczonymi trzema, czterema czy nawet więcej zakazami prowadzenia. Więc czy wprowadzenie nowej sankcji na kogoś podziała? Propozycja mówi o przywróceniu 2-letniego okresu obowiązywania punktów. Być może będzie to jakiś środek dyscyplinujący dla tych kierowców, którym się zdarza... Ale czy coś to zmieni wobec takich, którzy 24 punkty potrafią gromadzić nie w ciągu roku czy dwóch, ale w ciągu minuty jazdy? Pokłosiem afery z wyścigami w wielu miastach (głównie Warszawie) jest propozycja karania za driftingi, wyścigi, jazdy na jednym kole i inne tym podobne zachowania. Tu również karą miałoby być zatrzymanie uprawnień. Ale wraca problem wcześniejszy - czy osoby, które dopuszczają się takich zachowań w ogóle prawo jazdy posiadają? Bo najpewniej okaże się, że wcale nie. Co więcej, konstrukcja takich zapisów jest trudniejsza niż interpretacja "pieszego wchodzącego". No bo czy ostrzejszy start ze skrzyżowania powiązany z zerwaniem przyczepności już będzie pozwalał na zakwalifikowanie takiego czynu? A czy poślizg zimą na zakręcie to nie wypełni czasem znamion definicji driftingu stworzonej nieraz przez osoby, które nawet nie mają prawka? Jak skonstruować odpowiednie zapisy, które nie pozostawią tak dużego pola interpretacji, że przepisy będą w rzeczywistości martwe wobec nawet początkującego prawnika? Kolejne zaostrzenie kary dotyczy tego, że przyłapanie kogoś kierującego pomimo zakazu, kończyłoby się kolejnym 5-letnim zakazem, zamiast jak obecnie przedłużeniem o 3 miesiące. Jaki będzie skutek? No będą ludzie mieć nie 3 a 8 zakazów?! Co to ma dać? Jeszcze inną propozycją jest karanie właścicieli aut w przypadku niewskazania sprawcy. Tutaj może faktycznie byłoby to jakimś batem. Ale idę o zakład, że zanim taki przepis by się pojawił, internet zalewałaby mnogość sposobów na uniknięcie lub obejście skutków takich zmian. Tym bardziej, że już obecnie w takiej sytuacji kary administracyjne potrafiły przewyższać kwotę mandatu. Proponowanych zmian jest jeszcze więcej. Przez media określane są mianem drakońskich. Ale przyglądając się, wcale nie wywołają takiego efektu. W polskim prawie potrzeba przede wszystkim nieuchronności kary! Wcale bym się nie pogniewał za system "red light" na każdym skrzyżowaniu czy przejeździe kolejowym. Wcale bym nie miał nic przeciwko objęciu odcinkowymi pomiarami prędkości większości dróg (choć na niektórych na pewno można by wówczas podnieść prędkość). Te rozwiązania sprawiają, że świadomość nieuchronności kary potrafi zdyscyplinować zdecydowaną większość kierujących. Ale to nie wszystko! Potrzeba także surowszego traktowania osób, które poruszają się pomimo zakazu. Obligatoryjny areszt w wymiarze połowy czasu, na jaki obowiązuje zakaz prowadzenia, z pewnością byłby bardzo skutecznym środkiem. Skończyć należy z łapaniem osób z wieloma aktywnymi zakazami jazdy! Masz zakaz? Nie potrafisz się powstrzymać? No to trzeba powstrzymać siłą! Mało tego! Zabicie kogoś przy użyciu samochodu jest najlepszą formą zabójstwa. Przy dobrze zorganizowanym przedsięwzięciu zabójca co najwyżej spędzi parę dni w areszcie, a może nawet skończy się wyłącznie dożywotnym zakazem i kilkoma tysiącami złotych kary. To powinno się natychmiast zmienić! Jak można karać tych, których nieodpowiedzialne zachowanie w 100% doprowadziło do czyjejś śmierci inaczej, niż kogoś, kto zabił popychając kogoś pod samochód czy pociąg? Tzw. zabójstwo drogowe oraz adekwatne kary z zakresem równym tym, za "normalne" zabicie, jest tym, czego zdecydowanie brakuje! Gdyby jeszcze tylko ktoś potrafił wynaleźć sposób na to, aby zawczasu wychwytywać takie osoby, a nie gdy dopiero dojdzie do tragedii. Pokojowa Nagroda Nobla w kieszeni. Niestety, policji na drogach jest wciąż bardzo mało, a statyczne systemy automatycznego nadzoru można oszukiwać. Przez 24 lata jazdy (robiąc po 15-20 tysięcy km rocznie) raz jeden miałem sprawdzone prawo jazdy przy kontroli drogowej. Więc jak tu się przejmować może ktoś, komu zatrzymano prawko raptem na 3 miesiące. Liczyć można tylko na to, że jego brak mózgu sprawia, że sam ściąga na siebie uwagę. W każdym innym przypadku unikanie kontroli jest nader łatwe. A tym samym jak kar się nie zaostrzy, efekty i tak będą mizerne. |