sobota, 28 października 2017 Tematyka: drogi, motoryzacja, przepisy, ruch drogowy |
Kilka dni temu pojawił się (a może powrócił?) temat zmuszania jeżdżących do zachowywania ograniczeń prędkości. Technologia rozpoznawania znaków drogowych jest spotykana coraz częściej. Unia Europejska (kolokwialnie upraszczając) chce, by w samochody obowiązkowo były wyposażone w takie rozwiązania połączone z limiterem prędkości. Oczywiście od razu znaleziono też odpowiedź na pytanie, co jeśli przyspieszenie będzie konieczne do uniknięcia niebezpiecznej sytuacji. Niestety, to tylko jeden aspekt... O temacie pisałem już przeszło dwa lata temu. I nic z tego, co pisałem wtedy na temat rozpoznawania ograniczeń prędkości, nie zdezaktualizowało się. Niestety, widać nie wszyscy mają pojęcie o rzeczywistości próbując forsować takie pomysły; śmiem twierdzić, że większość z pomysłodawców od lat nie prowadziła samochodu, a niektórzy być może w ogóle nie mają prawa jazdy. Przypomnijmy więc pokrótce problemy, które nie znikną i które sprawiają, że cały pomysł stosowania "inteligentnych" ograniczników prędkości jest absurdalny i nierealny do wdrożenia: - Odwoływanie ograniczeń - w większości państw, jak i w Polsce, ograniczenia prędkości odwoływane nie tylko przez znak, ale i skrzyżowanie. Czy taki system rozpozna skrzyżowania i rozróżni skrzyżowanie od przecięcia dróg? Przypomnę, że m.in. w polskich przepisach to dwie różne sytuacje. Nie! Aby system działał, trzeba by zlikwidować przepis odwołujący w ten sposób ograniczenia i wprowadzić obowiązkowo znaki... Za każdym jednym skrzyżowaniem, gdzie trzeba odwołać. Nawet po skręceniu. Koszty... Las znaków... Po co?
- Ograniczenia dla pasów ruchu - czy system za każdym razem aby poprawnie rozpozna, jeśli ograniczenie dotyczy tylko jednego pasa? Ustawione gdzieś za zakrętem? Wątpliwe. Ponadto co w sytuacji, gdy znak zostanie zasłonięty przez ciężarówkę? Człowiek mógł widzieć, system nie zobaczy. Środkowe pasy zaczną być oblegane tylko po to, by "schować" znak? Absurd.
- Teren zabudowany - już widzę, jak w samochodach trzeba zablokować możliwość ustawiania zegara, bo przecież w Polsce można by tak podnosić o 10 km/h limit dla terenów zabudowanych. A poza tym znów problem, gdy znak końca terenu zabudowanego wystąpi po lewej, a może właśnie z przeciwka będzie jechać ciężarówka, a za nią autobus... No i dochodzi kwestia ograniczeń obejmujących całą miejscowość - czy system będzie musiał czytać nazwy? Nie wyobrażam sobie.
- Zawracanie - co z tym manewrem? Przecież dana droga może mieć różne ograniczenia prędkości dla każdego z kierunków. A może tylko wystarczy wyłączyć i włączyć samochód, by taki inteligentny ogranicznik zresetować?
- Aaa programowanie ograniczników - jestem pewny, że bardzo szybko byłby wysyp firm oferujących takie usługi. Więc zamiast policji z radarem będzie policja ze złączami diagnostycznymi?
- Wandalizm - kolejna pewna rzecz. Pewnie szybko wszystkie znaki z ograniczeniami byłyby zamalowywane. No, może tylko poza tymi, które ograniczenie podnoszą.
- Śnieg, deszcz, liście - tyle rzeczy może przysłonić obraz pokładowej kamery systemu rozpoznawania znaków. Co wtedy? Unieruchomić samochód, bo ktoś może specjalnie zasłonić kamerę?
Pewnie można by tak jeszcze kilka punktów dopisać. Ale już po tym widać, że w obecnej postaci taki system nie ma prawa zaistnieć. Jego sprawne działanie wymagałoby zupełnie czegoś innego niż optyczne czytanie znaków. Ot, choćby centralny system ograniczeń powiązany z obowiązkowym GPS. Sądząc po tym, jak wiele innych systemów w naszym kraju startuje - takiego rozwiązania chyba nie ma się co spodziewać przez kilka najbliższych dekad. Oby tylko nie brakło ludzi myślących, którzy takie aspekty będą potrafili dostrzec i wybić z głowy niedorzeczne pomysły pozostałym, siejącym tak durne pomysły. |