Na kursach na prawo jazdy nie za często zwraca się uwagę na pewne nawyki, jakie pojawiają się podczas prowadzenia samochodu. Zresztą, mało kto ma wtedy czas o nich myśleć. Niekiedy też pewne nawyki wchodzą samoistnie, nie wiadomo skąd, ale wyjątkowo często powtarzane. To wszystko najczęściej niewłaściwie nawyki, jak trzymanie nogi na pedale sprzęgła, albo ręki na dźwigni zmiany biegów. Ze złymi nawykami trzeba walczyć i często można o tym przeczytać. Ale mało pisze się o dobrych nawykach, jakie warto byłoby w sobie zaszczepić. Niestety podczas zwykłej jazdy najczęściej wcale ich nie nabierzemy, nikt nas ich nie nauczy. Można je zdobyć dopiero podczas bardziej ekstremalnej jazdy. Pewnie dlatego tak mało o tym się pisze. A wbrew pozorom zdobyte właśnie tam, często bardzo przydają się w bardziej lub mniej przewidzianych sytuacjach na codziennej drodze. Zaczniemy od bardzo rzadko zauważanego, ale prostego nawyku uchwytu kierownicy. Nie, nie filozofowanie, na której "godzinie" powinno się trzymać ręce (choć to też ważne, ale raczej kierownice obecne same zmuszają do prawidłowego trzymania jej), ale o zwykłym uchwycie dłonią, a dokładniej: sposobie trzymania kciuka. Sporo osób obejmuje kierownicę zarówno palcami jak i kciukiem. Tymczasem taki chwyt ma jedną wadę - ogranicza nieznacznie możliwość szybkiego operowania kierownicą oraz naraża na niebezpieczeństwo wybicia kciuka, gdy poprzeczka kierownicy w niego uderzy. Warto zatem zwrócić uwagę u siebie na ten aspekt i kłaść kciuk na obwodzie koła, a nie obejmować nim tego koła. Jakich jeszcze pożytecznych nawyków można się nauczyć? Sporo ludzi to mistrzowie prostej, którzy kompletnie nie radzą sobie w zakrętach. A ich prawidłowe pokonywanie powinno być odruchem, a nie walką za autem. Po pierwsze hamowanie - hamujemy przed zakrętem, a nie przejeżdżamy zakręt z wciśniętym pedałem hamulca! (Na marginesie - także nie sprzęgła!) Nawet, jeśli w zakręt wjedziemy ciut za szybko, to próba hamowania może skończyć się o wiele gorzej, niż utrzymanie prędkości. Ten aspekt doskonale myślę znają motocykliści. Podobnie jak drugą kwestię - toru jazdy. Zaczynamy od zewnętrznej, przez wewnętrzną na szczycie zakrętu i wyjście znów do zewnętrznej nawet z możliwością rozpoczęcia przyspieszania. Właśnie ten tor pozwoli na bezpieczniejsze i szybsze pokonanie zakrętu. A jeśli jest kłopot z jego utrzymaniem i przednie koła tracą przyczepność, a auto nie ma ESP - praca kierownicą - lekkie odprostowanie do złapania przyczepności i dociągnięcie w celu zwiększenia skrętu. Kolejny nawyk, który po jakimś czasie zauważa się przy każdym dynamicznym pokonywaniu autostradowych ślimaków i nie tylko. No a jeśli już poprawnie go pokonujemy i nagle przed nami znajduje wspomniany mistrz świecąc nam po oczach światłami stopu? Mus, nie mus - trzeba w zakręcie hamować. Ale to automatycznie powinno łączyć się z maksymalnym zmniejszeniem promienia skrętu (czyli maksymalnie prostujemy) i tak właśnie hamujemy. To kolejny odruch, który warto wyćwiczyć - zakręt + hamowanie => kierownica prostuje! Po kilku godzinach spędzonych na torach naprawdę wchodzi to w krew i wykonuje się to bezwiednie. W naprawdę ekstremalnych sytuacjach, gdy już jedziemy w nadsterownym poślizgu (albo wręcz przeciwnie - gdy chcemy nauczyć się driftowania; byle nie na drodze!) trzeba zwalczyć kolejny zły nawyk, który nakazuje nam próbę jak najszybszego kontrowania w celu odzyskania przyczepności. Nie zawsze jest to pożądane. Znacznie lepiej kontrolować poślizg i przejechać dłużej w nim ale tam, dokąd chcemy, niż szybko go zwalczyć i wylądować na drzewie. A tym, co nam pomoże zwalczyć niepoprawne zachowanie to nauczenie się patrzenia tam, dokąd chce się jechać i skorelowanie z tym ruchu kierownicą. Oczywiście tu niezwykle istotna jest prawidłowa pozycja za kierownicą, dobre przylgnięcie do fotela i czucie auta. Gdy tego się nauczymy, okaże się, że skupianie się na kierownicy nie jest potrzebne - wystarczy skupiać się na kierunku, w jakim chcemy podążać, a auto nas usłucha. Na koniec, żeby nie przynudzać, coś bardziej oczywistego jeszcze - nie zawsze naciśnięcie hamulca jest właściwym wyjściem. Niestety niektórzy już tak mają, że gdy zauważają przeszkodę, po prostu wciskają hamulec do oporu i... na tym się kończy. Należy pamiętać, by nie skupiać się na przeszkodzie, a na jej ominięciu (porównajcie z tym, co pisałem w poprzednim akapicie). A po drugie pamiętać to, że nawet auto wyposażone w ABSy, ESP i inne elektroniczne cuda podczas awaryjnego hamowania zawsze będzie skręcać gorzej, niż przy puszczonym hamulcu. Dlatego czasem warto na chwilę puścić pedał hamulca w momencie, gdy zaczniemy zmieniać tor jazdy. |