środa, 16 października 2013 Tematyka: sklepy, zakupy, życie |
A no nie przepadam i za jednymi i za drugimi. Ale nie tylko. Otóż miałem (nie)przyjemność odwiedzić jeden z marketów, którego chyba jeszcze nigdy nie odwiedzałem - Ikea. Na domiar złego wybór padł na podwarszawskie Janki, które to miejsce na sobotnie odwiedziny jest nieporozumieniem (cud, że było gdzie zaparkować). No i zapuściłem się tylko po jeden produkt, którego nigdy w żadnym innym sklepie nie widziałem. A więc się zaczęło... Masa ruchomych obiektów i skomplikowane labirynty. Cel pierwszy było odnaleźć poszukiwany "ajtem". Wybrałem poziom łatwy, bo po niedługiej przechadzce skierowałem się do Wyroczni, która nakierowała. Kolejnym ułatwieniem miało być to, że poszukiwany przedmiot można znaleźć aż w dwóch miejscach. Jednak to była tylko częściowa pomoc. Przemierzając kolejne światy musiałem co jakiś czas wspomagać się mapą. Na szczęście ich też była spora ilość. Przy okazji odkryłem, że cały świat skrywa także tajemnie przejścia pozwalające dotrzeć na skróty pod bramę przeznaczenia. Niestety - pustymi rękoma po nic takie odkrycia. Wreszcie udało się znaleźć to, czego szukałem. Jednak od tego momentu nie znalazłem żadnego punktu teleportacji, żadnego skrótu - pozostało przemierzyć pozostałe czeluści labiryntu. A pod bramami - o jakie zgromadzenie ludzi! Meta była już tak blisko, a jednak pozostawało tyle niebezpieczeństw i zagrożeń. A to pilnować portfela, a to nie dać się wypchnąć z kolejki, a to nie dać sobie odebrać upatrzonego przedmiotu. Oj nie, nie... Ja zdecydowanie wolałem poprzedniego Need For Speeda, w którego grałem kilka godzin wcześniej. :) A i zawodników było mniej. :) Tak, "Życie to zabawa, wszystko to jest jedna gra / Przy otwartych i zamkniętych drzwiach / To jest gra!" (Edward Stachura) |