Nasza kochana Unia przymierza się do narzucenia nam ograniczeń prędkości w miastach do 30 km/h. Wszystko podyktowane podobno bezpieczeństwem oraz ekologią. To właśnie uważający się za ekologów forsują ten pomysł... A ja się pytam, ile im płacą za działanie przeciw środowisku i kto na tym będzie zarabiał? Tak samo jest z energooszczędnymi żarówkami. Również lobby ekologów doprowadziło do wyeliminowania z rynku tradycyjnych, nieszkodliwych żarówek wolframowych na rzecz trujących świetlówek z połową Tablicy Mendelejewa. Całe szczęście, że przemysł wszedł w nieco czystszą technologię LED. Podobnie dzieje się z ruchem drogowym. Przecież każdy współczesny samochód przystosowany jest do poruszania się z prędkościami ok 50-60 km/h i jest w tym przedziale najbardziej oszczędny! A to za sprawą zbilansowania mocy silnika oraz przełożeń, co sprawia, że bez problemu możemy jechać taką prędkością z wykorzystaniem czwartego lub piątego biegu. Teraz chce się wymusić zmniejszenie tej prędkości o połowę, co sprawi, że jedynymi używanymi biegami będą drugi lub trzeci. Redukcja aż o dwa przełożenia nie pozostanie bez wpływu na środowisko. Zbyt wielka, niepotrzebna moc sprawi, że silnik zamieni się w generator ciepła i spalin, które na dodatek będą miały znacznie bardziej trujący skład. Tego chcą ci "ekolodzy" od siedmiu boleści. Tylko w jakim celu? Na początek nasuwają się następujące przyczyny. Po pierwsze - zwiększenie zapotrzebowania na paliwo. To bezpośrednio przyniesie wielomiliardowe zyski dla rządów poprzez podatki z wydobycia, transportu, przetwarzania ropy oraz po dwakroć ze sprzedaży (akcyza, VAT). A zużycie paliwa przy takim ograniczeniu prędkości w mniej zakorkowanych miastach może spowodować wzrost spalania nawet dwukrotny! Po drugie - być może jest to zmuszenie do wprowadzania nowych, drogich technologii konstrukcji samochodów (w tym także hybryd). To ma nie tylko podnieść ich ceny, ale także zmusić użytkowników do zakupu nowych aut (w imię oszczędności i obniżenia spalania, które przecież tyle wzrosło). To nakręci znów przemysł elektryczny i samochodowy przynosząc kolejne pieniądze. Trzeci aspekt, to być może zwiększenie wpływów z mandatów. Kto utrzyma samochód w ryzach, kiedy owe 30 km/h osiągnie się w niecałe dwie sekundy? Po czwarte najpewniej doprowadzi to do zakorkowania totalnie miast. A to ma dać impuls do wprowadzania nowych technologii sterowania ruchem, rozbudowy komunikacji miejskiej (głównie metra), budowy nowych dróg. A to wszystko to tylko kasa, kasa i jeszcze raz kasa, która przecież pochodzi od nas - podatników. A co z ekologią? No przecież widać, że efekt cieplarniany to mit, a wpływ obecnego przemysłu i komunikacji jest marginalny. Trzeba więc zrobić wszystko, by go spotęgować, a następnie... Trzepać kasę na limitach produkcji dwutlenku węgla, wprowadzać droższe czynniki w klimatyzacjach, a to znowu kasa! To jakieś pozytywy? No może wypadków będzie mniej. Ale czy warto poświęcić jednego przejechanego mniej na rzecz 10 zatrutych spalinami? |