Nie wiem, czy ja mam takie szczęście, czy po prostu jest to codzienność, ale za każdym razem gdy jestem na poczcie dochodzi do jakichś awantur. Generalnie można dojść do wniosku, że praca "pani z okienka" jest jednym z bardziej stresujących zająć. Oto przychodzi klientka i domaga się wydania listu z sądu, który nie jest adresowany na nią. Poczta ma swój Regulamin, który z urzędu traktuje wszystkie listy z sądu jako sygnowane "do rąk własnych". Niestety to nie przekonuje. Awantura się zaczyna, że ona wie co to jest, że w sądzie powiedzieli, że nie będzie problemu... I nie trafia jeden prosty fakt - że wydanie tego listu byłoby złamaniem przepisów obowiązujących pracownicę. Więc biednej pani z okienka dostaje się wiązanka. I następuje przejście do aktu drugiego: "To niech mi pani podpisze, że byłam po ten list, albo adnotuje na kopercie, że nie mógł być wydany i odeśle". No cóż za paranoja? Czy ludzie naprawdę nie zdają sobie sprawy z idiotyzmów, jakie czynią? Jak pracownik może podpisywać jakieś dziwne oświadczenia petentów? Oczywiście, zgodnie z prawdą, ta sugestia została skwitowana, że nie nikt nie uprawił pracownicy do takich czynności. I święta racja! Więc oto następuje akt trzeci - na całą pocztę oznajmia, że nic się nie stało, bo wszystko nagrała! I tu dochodzimy do największego kuriozum, gdyż nagrywanie bez wiedzy i zgodny jest karalne! A czy nie wystarczyło poprosić sąd, aby wysłał dokumenty na inny adres? Znając sytuację z pewnością by zgodzili się na takie załatwienie sprawy. Ale lepiej zrzucić winę na pocztę i uciec się do nielegalnych metod. Ale najczęstszym powodem awantur jest sprawa listonoszy. Otóż adresat piekli się, że listonosz nie przyniósł mu listu poleconego, lecz wrzucił awizo do skrzynki. No ok, wina listonosza niby... Ale na jedno proste pytanie listonosza, czy otworzył domofon, gdy listonosz dzwonił, pada przecząca odpowiedź. "Bo to gazetki noszą a za listonoszy się poddają". Więc ciekawe, kto ma ochotę, czas i siły by gonić po schodach na czwarte piętro pod drzwi kogoś, kto nie odebrał nawet domofonu?! Czy ludzie myślą, że listonosze nie są ludźmi i nie zależy im na własnym czasie i siłach? Ciekawe, kto by gonił od drzwi do drzwi i jeszcze dobijał się po minucie, aby doręczyć? Ale niektórzy widać uważają się za święte krowy, które nie potrafią spojrzeć na nikogo jak na człowieka. Podobną sprawą są też przesyłki "D", czyli "duże". "Bo ja widziałem, jak listonosz z gotowym awizem przychodzi do mnie". To nic, że listem była koperta formatu ponad A4 zawierająca jakąś tam książkę. Listonosz jest zły, bo awizo dał. Ręce opadają... Ciekawe, jakby ktoś miał nosić w torbie pół biblioteki i dźwigać ją po całym osiedlu, co by na to powiedział? Ale nie, bo listonosz ma doręczyć list. Zgroza! Naprawdę szkoda mi listonoszy, których praca wymaga naprawdę dobrej kondycji, a jest tak poniewierana przez innych... I podchodząc do okienka myślałem już tylko o jednym: - Niech się pani nie denerwuje, szkoda zdrowia, naprawdę - uśmiechnąłem się do roztrzęsionej kobiety. Ludzie, szanujmy siebie nawzajem i czasem spróbujmy postawić się w roli tej drugiej osoby! |