czwartek, 15 września 2011 Tematyka: kodeks drogowy, prawo, przepisy |
Hasło jazdy bez dokumentów zostało szybko podłapane przez media i chętnie właśnie takim sloganem tytułują swoje artykuły. Oczywiście nikt nie zmieni przepisów, aby bez zdobycia uprawnień można było podróżować po drogach. Choć wcale nie jest to czymś wyjątkowym. Zmiany, jakimi kusi nas obecnie rządząca partia, opierają się na funkcjonowaniu centralnego rejestru kierowców. Do takiego rejestru dopisywanie kolejnych danych realizowane miało by być już przez same ośrodki egzaminacyjne. W rezultacie - teoretycznie - tuż po zdaniu egzaminu informacje o tym znalazły by się w centralnej bazie. Idąc dalej, policja podczas kontroli sprawdzała by dane łącząc się właśnie z tą bazą i na tej podstawie ustalała, czy możemy kierować samochodem, czy też nie. W efekcie nie trzeba by okazywać dokumentu poświadczającego. Patrząc na to z pozycji sporej grupy osób, która po prostu zapomina o noszeniu dokumentów przy sobie, taka zmiana to wymarzona sytuacja. Wreszcie nie byłoby problemów podczas kontroli, nie trzeba by także przy sobie nosić zbyt wielu małych plastikowych kart. No i wreszcie zapominalstwo nie kosztowało by 50 zł. Ale spójrzmy na to z innej strony. Po pierwsze 50 zł to nie majątek. Ale zawsze mieć a nie mieć to różnica, więc tą kwestię pomińmy. Jednak mimo wszystko i tak zapłacimy i to każdy z nas. Jak? A no przede wszystkim trzeba by wyposażyć w urządzenie z dostępem do internetu wszystkie radiowozy czy wręcz policjantów, straż graniczną, strażników miejskich, inspektorów transportu drogowego i 10 innych służb, które mogą dokonać kontroli drogowej. A teraz - czy ktoś liczył jaki będzie koszt takiej operacji? No bo bez tego dojdzie do sytuacji, kiedy każdy będzie mógł jeździć - czy ma prawo jazdy, czy nie. No bo jak to sprawdzić? I myślę, że każdego podatnika taka operacja będzie kosztować z pewnością owe 50zł. Następna kwestia to czas takiej kontroli. Teraz pokażemy dokumenty i po 5 minutach jest po kontroli. Ale jeśli ich nie mamy, to policjant sprawdza, czy w ogóle posiadamy uprawnienia. Ile to trwa - Ci, którzy zapomnieli kiedyś będą wiedzieć. Z dokumentów filmowych wynika, że może i pół godziny. A teraz wyobraźmy sobie sytuację, że wszyscy poddawani są takiej procedurze. Zanim to wpisze do komputera, zanim znajdzie... A na dodatek, gdy do zatrzymania dojdzie w szczerym polu czy lesie - kłopoty z połączeniem się z Internetem murowane. I jaki efekt? Zamiast skontrolować 10 kierowców skontrolowany zostanie tylko jeden, który będzie klął na czas trwania takiej kontroli. Czy na pewno tego chcemy? Ostatnia kwestia to wszelkie sytuacje opuszczania granicy kraju. Tam z pewnością bez stosownego dokumentu się nie obejdziemy. A jeśli przyzwyczajeni przepisami naszego podwórka zapomnimy dokumentów wybierając się za granicę - lepiej nie mówić, jak taka sytuacja może się skończyć. Poza tym prawo jazdy to nie tylko dokument w razie kontroli. To także informacja dla sprzedawców samochodów w salonach - przecież nie pozwolą wsiąść za kierownicę komuś, kto uprawnień nie posiada. Tak samo może wyglądać sytuacja w wszelkich imprezach motoryzacyjnych. Tam raczej nie obejdziemy się bez okazania prawka. Czy więc opłaca się wprowadzanie przepisów, które wcale nie sprawią, że prostokącik zatytułowany "prawo jazdy" przestanie istnieć lub będziemy mogli go wrzucić w kąt i zapomnieć o nim. A w kontekście prostemu - dzięki niemu - udowodnieniu uprawnień, czy rzeczywiście potrzeba wielkich rewolucji i zmian, z których mało kto skorzysta? |