poniedziałek, 5 września 2011 Tematyka: drogi, kodeks drogowy, przepisy, ruch drogowy |
Kilka dni temu jechałem autostradą A4 w kierunku Wrocławia. Choć mówienie o autostradzie to lekka przesada. Droga zatłoczona i jedyne, co odróżnia ją od byle ekspresówki, to niebieskie drogowskazy. A jednak nią można jechać 140 km/h. I jak to się kończy? Co chwilę jakiś TIR bierze się za wyprzedzanie. Hamowanie i wytracanie prędkości o 50 km/h do łatwych wcale nie należy. Pół biedy, jak z daleka widać przeszkodę. Ale jeśli bierze się taki za wyprzedzanie gdy tylko znajdzie się trochę miejsca... Potem wszyscy hamują, to przyspieszają, za chwilę znów hamują. I taka jazda staje się mniej przyjemną niż na zwykłej drodze. A ponadto staje się tym bardziej nieprzyjemna. I wystarczy pół sekundy dekoncentracji i... Mimo starań z zachowaniem odstępu gwałtowne hamowanie cudem uratowało przed najechaniem na poprzedzający pojazd. Swoją drogą chyba musiałem napędzić strachu jego kierowcy. No właśnie, hamuję i co? W lewo - gdzie tam, barierki zaraz przy jezdni. Pozostało uciekać w prawo. A tam na pasie przecież sznur TIRów. Mało brakowało, a pewnie bym któregoś zepchnął na barierki z jego strony. Bo pasy awaryjne są tak szerokie, że pożal się Panie Boże... Takie właśnie mamy autostrady - jak przychodzi awaryjna sytuacja to pozostaje tylko wywołać karambol, bo nie ma miejsca na ucieczkę. A co to będzie, jak w myśl przepisów, które wejdą w 2012 roku, świeżo upieczeni kierowcy nie będą przekraczać 80km/h poza terenem zabudowanym? Wyobrażacie sobie takie na autostradzie? Toż to będzie jeden wielki zator momentalnie, jak TIRami zaczną go wyprzedzać. Owszem, przepisy zmuszające do odbycia szkolenia na płycie poślizgowej, choć nabijają kasy takim ośrodkom, to jednak są potrzebne. Ale te ograniczenia prędkości? To może lepiej w ogóle powiedzieć, że nie wolno takiemu wjeżdżać na nasze autostrady i drogi ekspresowe. Albo bardzo szybko nauczy się łamać ustanowione przepisy, które nakładają na niego takie ograniczenie. Trochę wyobraźni, ustawodawcy! |