Ileż to kierowców gna dziennie po drogach z prędkościami niejednokrotnie większymi niż średnia prędkość w Formule 1, że o rajdach nie wspomnę. Nabierają oni z każdym dniem coraz więcej pewności i przekonania, że skoro już od roku łamią wszelkie ograniczenia prędkości wynikające tak z przepisów ruchu drogowego, jak i zdrowego rozsądku, to potrafią szybko jeździć. Jeśli nie ulegają żadnym wypadkom, to twierdzą, że opanowali szybką jazdę i stali się mistrzami kierownicy. Sęk w tym, że zwykła jazda po drodze nie ma z mistrzostwem nic wspólnego. Dla przeciętnego wieśniaka w starym niemieckim aucie ostry zakręt to taki, który musi przekręcić kierownicę o blisko 180 stopni, a przy 60 km/h piszczą mu opony. Jeśli raz uniknął sytuacji gwałtownym skręceniem i udało mu się nie wylecieć w pole, to zadziera noc rozpowiadając, że gdyby wystartował w rajdzie, to z pewnością dogoni Hołowczyca, a już na pewno prześcignie Małysza. Tymczasem jazda w wyścigach czy rajdach jest znacznie trudniejszym zdaniem. Choć dziś już technologia poszła tak do przodu, że układy wspomagania wymagają coraz mniej wysiłku, to jednak przejechanie nawet kilkuset metrów specjalnego odcinka czy zwykłego slalomu wymaga ponadprzeciętnej kondycji rąk. I nie ma mowy o puszczaniu kierownicy, aby ta samoczynnie się "wyprostowała". Trzeba naprawdę porządnie się nakręcić. To właśnie ta umiejętność dopiero sprawia, że w sytuacjach nietypowych jesteśmy w stanie opanować samochód. Im szybciej operujemy kierownicą i pewniejszy jest jej uchwyt, tym łatwiej jest wyprowadzić samochód z sytuacji poślizgowej. Proponuję więc komuś prosty test: Na zamkniętym placu wrzucić jedynkę, nie naciskać gazu i jechać wężykiem kręcąc kierownicą od oporu do oporu tak szybko, aby nie zjechać w żadnym momencie oboma kołami poza wyznaczoną linię prostą (czyli przy skręcie w prawo lewe koło nie przekroczyło tej samej linii, której ma nie przekroczyć prawe koło przy skręcie w lewo). Kto po 5-10 minutach jeszcze da radę? A znacznie większej kondycji wymaga się od prawdziwych mistrzów! Umiejętność sprawnego prowadzenia auta to nie tylko naciskanie gazu do dechy i hamulca w ostatniej chwili. To nie tylko umiejętność dostrzegania i analizowania otoczenia przy dużych prędkościach. To także - a może nawet głównie - umiejętność pracy rękami i właściwego dobierania toru jazdy dostosowywanie prędkości wraz z zapewnieniem właściwego docisku na poszczególne koła. Nie trzeba być kimś, by wcisnąć pedał gazu w podłogę. Ale trzeba umiejętności, by poradzić sobie z kierownicą! Niestety większość tych, którzy pędzą na złamanie karku po drogach nie mają o tym bladego pojęcia. A później wystarczy trochę deszczu, by na ślimaku skończyć na barierce z urwanym kołem (vide niedzielne późne popołudnie, Siewierz). Bo nagle dla nich wyzwaniem staje się tylko utrzymanie kierownicy, a pokonywanie, szczególnie śliskich, zakrętów przy dużej prędkości wcale nie polega na trzymaniu koła w jednej pozycji, lecz na pracy nim przez cały zakręt wykonując szybkie acz delikatne ruchy. Lecz dla większości złapanie poślizgu zamiast ruchem zmierzającym do wyprostowania kończy się skręcaniem w zupełnie przeciwnym kierunku. A ja... Ćwiczyłem, jeździłem po torach, ścigałem się. Stąd wiedza i umiejętności. I co? I właśnie dlatego nie widzę potrzeby szaleńczej jazdy. I z pewnością na drodze porusza się gro osób także potrafiących jeździć. Po czym ich poznamy? Że są wyprzedzani przez wszystkich, którym nie w głowie ograniczenia prędkości, lecz gdy przyjdą trudne warunki to nie boją się wyjechać na ulicę i nie jadą nią wzorem panów w niedzielnym ubraniu z obowiązkowym kapeluszem na głowie. |