niedziela, 26 czerwca 2011 Tematyka: drogi, ludzie, ruch drogowy |
W mediach już od lat stara się promować łatwy i logiczny sposób na radzenie sobie z remontami na polskich drogach i wiążącymi się z nimi zjazdami z dwóch pasów na jeden. Takie przewężenia najczęściej generują korki. I generują je na dwa sposoby: Z jednej strony jeden pas stoi, drugi czeka. Gdy wreszcie ktoś ustępuje pierwszeństwa mija kilka sekund zanim ten na sąsiednim pasie się zorientuje i ruszy. Albo się wepchnie ktoś na siłę wymuszając hamowanie, które wymusza hamowanie pojazdu z tyłu i cała kolejka ładnie hamuje i znów rusza... Z drugiej strony, gdy pracownicy zaczynają pracę i wszyscy przez te 3 miesiące zdążyli przyzwyczaić się do utrudnień, to zawczasu zajmują stosowny pas, który się nie kończy. I w ten sposób korek zamiast mieć 2 km - ma 5 km. Bo połowa drogi jest kompletnie niewykorzystana. A tym samym korkują się wszystkie pobliskie skrzyżowania. A niech ktoś spróbuje pojechać wolnym pasem, to zaraz zrobi się o nim głośno na 19 kanale. Rozwiązaniem tych problemów jest jazda na tzw. suwak, czyli naprzemienne wpuszczanie się raz z jednej raz z drugiej strony. I to działa, o czym miałem szanse przekonać się raz w... Warszawie. Ci znienawidzeni kierowcy okazuje się, że we własnym mieście potrafią poruszać się płynnie i kulturalnie w sytuacjach korkowych. Ale takie sytuacje to zdecydowana rzadkość. I nie pomagają nawet specjalne, nieformalne znaki stawiane przed zwężeniami. Jednak jak tu wymagać od kierowców znajdujących się w ruchu drogowym takich zachowań, skoro nawet nie mając samochodów czy innych pojazdów ludzie nie potrafią się tak zachowywać. Oto mamy przykład dwóch szatni w teatrze po obu stronach przejścia. A na salę prowadzi niestety tylko jedna bramka z jednym bileterem. Z dwóch stron ustawia się kolejka. I co? I nie ma wpuszczania się nawzajem. Byle się wepchnąć, byle prędzej. A przecież ani nikt miejsca nie zajmie, ani spektakl szybciej się nie zacznie. I wcale nie trzeba czekać, aż ktoś ruszy z miejsca z drugiej kolejki, bo w ruchu pieszym taki problem prawie nie istnieje. I co z tego? A no nic - wciąż obowiązuje zasada chamstwa, rozpychania się, albo mylnie pojmowanego uprzywilejowania bo ja mam garnitur, albo bo ja mam cycki. I to bez najmniejszej korzyści dla siebie, którą można by już tłumaczyć takie zachowania w ruchu drogowym. Zamiast podejść swobodnie, to ludzie cisną na siebie, przepychają się i widzą tylko cel, a nie to, że ktoś obok też chce wejść. Nauczmy się więc tej zasady najpierw w codziennym życiu chodząc na własnych nogach, bo inaczej na drodze nigdy ona nie będzie miała miejsca i patologia zamiast być eliminowana, będzie się tylko pogłębiać i wydłużać. |