Wydawać by się mogło, że tu nie miejsce na takie tematy. A jednak coś z tym wspólnego mam. Nie tylko tą, która jutro obchodzi swoje święto, ale i studia podyplomowe, które trochę dziedzinę budownictwa przybliżyły. A propos jutrzejszego święta i tematu - właśnie w ten dzień odbyć ma się pierwsze czytanie ustawy, która ma jeden cel: wyeliminowanie spółdzielni mieszkaniowych.

Skoro nie udało się z wykupem mieszkań za złotówkę, to nasi posłowie wymyślili kolejną akcję, która ma doprowadzić do zniszczenia pewnego poziomu administracji, który znany był jeszcze za czasów PRL a popularność zdobył sobie w sławnym serialu "Alternatywy 4". Jednak czy dzisiejsze spółdzielnie są czymś, co należy likwidować?

Owszem, są takie, które tylko biorą kasę i nic nie robią. Ale są też i inne, bez których trudno wyobrazić sobie mieszkanie w miejskich aglomeracjach. Te pierwsze już zostały wyeliminowane poprzez zakładanie właśnie na ich zasobach wspólnot mieszkaniowych. Tak, tak, bez żadnej nowej ustawy takie twory mogą bez przeszkód powstawać! Czyli siłą natury te złe jednostki organizacyjne zostały wyeliminowane. Dlaczego więc teraz dąży się do pozbycia także i tych dobrych?

Znając realia pracy typowej spółdzielni mieszkaniowej powiem, że nie wyobrażam sobie funkcjonowania miasta, gdzie w jej miejsce powstanie kilka wspólnot. Brak własnych placów, brak zaplecza technicznego, brak normalnych siedzib i ludzi pracujących 8h w dniu oraz dyżurów 24h/d. Kontrole nad poczynaniami mieszkańców mogła skutecznie sprawować spółdzielnia. Wszelkie samowolki, spory - wszystko trzymała w ryzach. A jak będzie we wspólnocie? Każdy będzie robił, co chce, a sprawy będą kończyć się albo na wielkim bałaganie, albo w naszych biednych i zawalonych aktami sądach. Kto za to zapłaci? To tak rozumie się oszczędności, jakie to chce nam ofiarować wspaniałomyślna partia rządząca?

Kolejna kwestia - remonty, naprawy... Teraz drobne sprawy mogli wykonywać pracownicy spółdzielni. Przy grubszych sprawach organizowało się przetargi, gdzie firmy mogły zaoferować atrakcyjne warunki dostając w zamian roboty na kilka lat. A we wspólnotach? Ktoś wynajmie jedną firmę, jeszcze znajomą... bo do przetargu żadnej nie będzie opłaciło się garnąć. W efekcie zapłacimy więcej! Tak mają wyglądać oszczędności, jakie chce nam dać nasze państwo?!

No i koszty zatrudnienia. Owszem, spadną. Ale wspólnoty dostają psi grosz, więc kto będzie chciał robić? A jak już, to szybko stwierdzi - jak w większości obecnych przypadków - że trzeba zorganizować kasy nawet nie dla siebie, lecz dla normalnej organizacji pracy. Więc zaczną się składki i... Pieniądze zamiast z państwa popłyną wprost od nas. Jakieś zmiany?

Już widzę tych wszystkich ludzi, którym przeszkadza każde źdźbło trawy o 2 cm za wysokie pod ich oknem, które pewnie zasłania im widok. Gdzie teraz pójdą? A zimą - czy ktoś zadba o to, by o 5.00 rano chodniki były już odśnieżone i posypane piaskiem? Nie, bo szkoda pieniędzy! A spółdzielnie tak tego nie liczyły. To się zmieni. A wszystko dzięki temu, co chce się nam wcisnąć pod przykrywkami lepszego jutra i oszczędności w państwowej kasie.

A na koniec - co zrobić z tymi wszystkimi bezrobotnymi, którzy pracowali w spółdzielniach? Wszystkich wspólnoty nie przejmą, a poza tym nie zarobią tam tyle. Ergo - wpływy do kasy narodowej spadną. I za kilka lat takich działań jak to obecne przypomnimy sobie orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego, które mówi jasno, że emerytura jest tylko przywilejem dla wybranych...