Zawsze powtarzałem, że człowiek potrafi samego siebie przez całe życie zaskakiwać. A jeśli nie znamy siebie samych, to czy ktokolwiek inny możne mówić, że nas zna? A jednak co krok spotkać można kogoś, kto nie dość, że bagatelizuje nasze problemy, to jeszcze próbuje przekonać do rzeczy, które nie mają racji bytu. Bo on, bo znajomi... I uważa, że wszyscy muszą mieć tak samo. Że wie najlepiej, co będzie za rok, za pół. "Zobaczysz, porozmawiamy za jakiś czas". Więc spełniam tą prośbę i regularnie co roku piszę: "A POZA TYM BEZ ZMIAN". Albo czasem gorzej... Bo kiedyś... A teraz już nie można liczyć nawet na tyle... Po dwóch, trzech latach w ten sposób osoby wreszcie przestają się odzywać. Bo gdyby się odezwały, musiałyby przyznać rację. Ale kto przyzna się do tego, że wcale nie wie lepiej, co komuś jest pisane? Można komuś przytaczać własne doświadczenia, nakierowywać, przedstawiać swój punkt widzenia. Ale nie należy wmawiać, że wie się, co będzie za jakiś czas, nie wmawiać rzeczy, które nie nastąpią. Bo jeśli kogoś zacznie się przekonywać, że może być inaczej, że wystarczy tylko być upartym, że wystarczy bardzo czegoś pragnąć, że jeśli czegoś się chce, to można dostać wszystko, że niczego nie należy żałować, tylko łapać za nogawki uciekającą szansę, to ktoś gotów w to uwierzyć... I uczynić kogoś kimś jeszcze gorszym, niż obecnie, kimś uciążliwym, nie tak wartościowym. Więc niech nikt nie bawi się we wróżki. Wiem, że z tematem się powtarzam. Ale gdzieś chyba cały czas mnie to boli. Bo miało być inaczej a wyszło znów na moje. Bo wolałem słuchać tych, co się mądrzyli, niż przyjaciół, którzy przestrzegali przed takim myśleniem. Bo pomyślałem, że skoro inni mogą, to czemu nie ja... Zapominając, kim jestem naprawdę. |