Większość wpisów, jakie znajdziecie na tym blogu, powstaje szybko, bez przemyślenia, bez weryfikacji. W zdecydowanej większości przypadków są to myśli w pośpiechu przenoszone na klawiaturę. Efekty? Z pewnością niejeden z Was dostrzegał błędy, które tym sposobem wkradały się we wpisy. Ale od dziś mogę wszystko zrzucić na prezydenta – wszak przykład płynie z góry! Niemniej, tym razem postanowiłem poświęcić trochę więcej czasu na utworzenie kolejnego wpisu. Praktycznie nigdy nie czytam tego, co napiszę. Dziś będzie inaczej. Tekst ten przeczytam, skoryguję błędy i dopiero wówczas opublikuję. Jaki efekt tego? Zobaczymy... O czym jednak mógłbym napisać w takiej starannej notce? Może dotychczas zbyt wiele było wymądrzania... Będzie zatem bez. Ale opisywanie suchych faktów, o których można przeczytać na każdym kroku... Nie, to nie miejsce na to. Pozostaje więc chyba temat bardziej pasujący do standardowych pamiętników, czyli opisywanie tego, co się wydarzyło danego dnia. Lecz gdyby to stało się głównym tematem tego bloga, wówczas z pewnością szybko by znudził większość czytelników. Bo ile można pisać w kółko o tym, że od tylu już miesięcy bardzo zależy mi na pewnej relacji, by nie stała się wyłącznie zawodową? Że tak bardzo chcę i pragnę tego, aby znalazło się też trochę miejsca na prywatne rozmowy z dala od pracy, na możliwości traktowania się po prostu po przyjacielsku – jak dawniej. Bym nie musiał obawiać się tego, że prosty buziak zostanie odebrany negatywnie, bym nie musiał zastanawiać się nad tym, co w danej chwili zrobić mogę, a czego nie, bo przecież przyjaźń winna być znacznie tolerancyjna nawet od samej miłości. I jak powiedzieć, że tak bardzo mi na tym zależy i tak bardzo taka właśnie część mojego świata jest mi potrzebna, by ten nie rozsypał się jak domek z kart? I jeszcze, że ściska za gardło pewna rzecz: Choć ja bez wątpienia zrobiłbym w imię tej więzi wszystko, to jednak nie potrafię pozbyć się pewnego odczucia - oczekiwania w zamian choćby odrobiny czasu po pracy, poczucia akceptacji, podbudowania mojej własnej oceny i od czasu do czasu choćby prostego uścisku albo buziaka, albo przynajmniej sympatycznego szturchańca. Chciałbym nie mieć tak głupich potrzeb, ale nie jestem idealnym. Powiem więcej – trudno ze mną wytrzymać. Ale czy nie warto poświęcić trochę, by w zamian mieć wszystko? A przecież historia uczy, że tak się da... I to samo miałbym powtarzać dzień w dzień, tydzień w tydzień i miesiąc w miesiąc? Nudy, prawda? Dziecinne problemy, które i tak nikogo nie obchodzą. Pozwólcie więc, że jednak wrócę do komentowania, mądrzenia się i bycia kimś, kto szuka dziury w całym. Wrócę do błędów, potoku słów, nielogicznych zdań. Wszak to z pewnością ciekawsze, a już z pewnością mniej infantylne. A co do zamiaru stworzenia wpisu wolnego od błędów – mało poprawek było. Lecz trudno ubrać w jakiekolwiek słowa to, co płynie z wnętrza, a co dopiero zadbać o słownikową szorstką poprawność... |