poniedziałek, 20 września 2010 Tematyka: głupota, ruch drogowy, życie |
Polskie absurdy drogowe chyba nie są dla nikogo zaskoczeniem, kto porusza się po naszych drogach. Nieuzasadnione znaki, czasem wręcz sprzeczne oznaczenia i kuriozalne rozwiązania. Ot, choćby światła na przejściu dla pieszych, które świecą się na czerwono mimo, że nie ma bezpośrednio ruchu kolizyjnego. A tylko dlatego, że ktoś nie zdążył fazę wcześniej wcisnąć przycisku. Ale nie o tych chciałem akurat... Są w moim mieście takie jedne światełka wyłącznie dla pieszych. Mają one tą właściwość, że po naciśnięciu przycisku w krótkim czasie ruch na małej, acz ruchliwej drodze jest wstrzymywany. Następnie piesi przechodzą sobie przez jedną jednię, azyl (tak, tam jest azyl!) i drugą jezdnię. Akurat babcia o lasce zdąży przejść, a światła ponownie otwierają drogę dla pojazdów kołowych. A gdy się nie naciśnie, to po kilku minutach (chyba 3) wyłączają się całkowicie. I oto jak ludzie korzystają z tych świateł: Sytuacja pierwsza - godzina szczytu i droga tak zakorkowana, że wszyscy stoją. Oczywiście piesi włączają ów światełka, ładnie czekają, blokowany jest ruch i tak na już zablokowanej drodze, a piesi korzystają z przejścia. Na domiar złego, właśnie wtedy korek tylko się potęguje a pobliskie rondo okręca się dookoła samochodami. Geniusz świateł w poprawianiu korków! Oczywiście owa babcia przechodzi raz na jakiś czas, więc dobrych 10-15 sekund na przejściu nikogo nie ma, a samochody stoją... Albo i nie, bo widoczność jest tak świetna, że kierowcy przestają respektować czerwone światło. Sytuacja druga zupełnie przeciwna - pustka na drodze, światła sobie migają pomarańczowym blaskiem; piesi nie mają żadnego. I oto znajduje się roztropny pieszy, który wciska przycisk i uruchamia sygnalizację. Po kiego czorta? Czeka i on, choć mógłby (zgodnie z przepisami!) przekroczyć jezdnię. A później czeka jakiś samotny pojazd, bo ktoś mu zapalił czerwone. Sytuacja trzecia - nikt nie respektuje świateł. Piesi przechodzą, gdy tylko jest luka, choć wcześniej wcisną przycisk. Auta jadą, bo nikogo w pobliżu przejścia, choć świeci się czerwone. I niech ktoś wytłumaczy, po kiego czorta te światła? Przejście doskonale widoczne z azylem. Ruch albo tak mały, że można śmiało przejść, albo tak duży, że można śmiało przejść. Prędkości pojazdów niewielkie. A jak ktoś się rozpędzi to i tak przerżnie czerwone ustawione bardzo blisko skrzyżowania. W efekcie zamiast poprawy bezpieczeństwa czy ułatwienia, światła są źle wykorzystywane i tylko tamują ruch i stwarzają pozorne bezpieczeństwo, które może być bardziej złudne, niż gdyby tych świateł w ogóle nie było. Ot, taka myśl polskich inżynierów drogowych, jakich wiele... Choć na projektach i symulacjach zawsze wszystko wygląda idealnie. |