BLOG

Subskrybuj kanał blogu

KatalogiWpisAchronologicznyTematycznyPoczytnościPopularnościOcen

By (innym) żyło się lepiej

niedziela, 8 sierpnia 2010
Tematyka: błędy, cierpienie, dobro, doświadczenie, egzystencja, problemy, przyjaźń, psychologia, sprawiedliwość, zło, życie

Analizując własne wydarzenia z przeszłości odnoszę nieodparte wrażenie, że jestem osobą, która stworzona jest tylko po to, by przynosić innym szczęście... Z pozoru wydaje się to dziwne, niezrozumiałe, a same zainteresowane osoby pewnie w pierwszym odruchu wręcz zaprzeczą teorii, którą nazwą zdecydowanie zbyt śmiałą. A jednak, jeśli nieco bliżej i dokładniej się przyjrzeć, to nie jest to żadną "herezją".

Pominę jakieś mało znaczące wydarzenia i skupię się na tych istotniejszych. I tak pierwsze to już czasy liceum czyli zmarnowanych 4 lat... Gdy tylko moja słabość zaczęła wychodzić na jaw, natychmiast coś zmieniło się w całym otoczeniu - dwoje ludzi, których od 4 lat żyli obok siebie, nagle z mojego powodu zaczęło żyć razem. To był tylko niewinny wstęp do przyszłych wydarzeń...

Dwa lata później moja rola zaczęła polegać głównie na niesieniu pomocy głównie jednej osobie, która pomyłkowo znalazła się wraz ze mną na studiach. I gdy tylko znajomość się zaczęła budować coraz lepsza, to natychmiast pojawił się ktoś, dla kogo osoba traciła głowę, dla kogo rzucała dotychczasowego partnera, a dziś żyją razem. Szkoda tylko, że po pierwsze przez jakiś czas było wykorzystywane to, że chciałem pomóc, a potem nawet na "dzień dobry" już reakcji nie można było się doczekać. Przestałem istnieć.

W kolejnym roku była następna sytuacja. Tu wymagało sporego wkładu psychologicznego z mojej strony. Nie wiem, ile mojej w tym zasługi, ale starałem się utrzymać osobę ową na powierzchni życia. I wszystko byłoby dobrze, gdyby nie zaczęły się osobiste spotkania, na które przemierzałem spory kawałek drogi. Tak to się wszystko rozsypało, kolejny wróg do kolekcji. A przynajmniej ja stałem się wrogiem kolejnej osoby, według niej. Ale wiem, że wkrótce po tym spełniły się słowa, które przepowiadałem, że znajdzie kogoś dla siebie. Kto mnie spotka, zawsze wkrótce od poznania się ze mną, spotyka swoją - jak to brzydko określają - "drugą połówkę".

Nieco później pomoc została skierowana ku następnej osobie, która w Opolu zaczynała studia. A i nie tylko na tym polu pomoc niosłem. Wspólna powieść, wspólny blog (o którym wspominałem w jednym z wcześniejszych wpisów) i dach nad głową za pół darmo, jaki zapewniałem. Ale krótko po tym owa osoba poznała kogoś na swoich studiach, dla kogo zaczęła mnie okłamywać. nie liczył się dotychczasowy partner, a wszelkie jego anonimowe żale i pretensje spadały na mnie, niewinnego. Ot, tak kolejna osoba odnalazła ciekawsze i radośniejsze życie tylko po tym, jak mnie poznała osobiście...

Dalszy ciąg wydarzeń wcale nie przebiegał inaczej. Trochę dłuższa i bardziej zażyła znajomość, która też nagle skończyła się ze sporym hukiem. A byłem na każde zawołanie, zabierałem na rozrywkę i pozwalałem odpoczywać w moim mieszkaniu, gdy inne miejsca były mniej przyjazne dla niej. Po roku czasu, gdy spotkałem się znów, to na przywitanie przed oczami pomachała mi pierścionkiem zaręczynowym. Ot, kolejna osoba, która przy mnie znalazła sobie swoją wysepkę.

Mam kontynuować? A proszę! Przestawało mi już zależeć. Ale wciąż próbowałem choć jakąś znajomość nawiązać. Więc a to tatusiowi przy komputerze, a to trochę pogłaskać, bo mąż odchodził... No i? Wkrótce znajomość się urwała, ale za to ona znalazła swojego wymarzonego partnera! Of course, znów ja i znów to samo.

Dalej? A czemu by nie? Następna spotkana osoba, z którą próbowałem się zaprzyjaźnić i wszystko było na dobrej drodze. Poznałem także w okolicznościach, gdy jej układy z partnerem były w stanie rozlatującym się. Ale oczywiście, pojawiłem się ja, o kogo można było być zazdrosnym. A przez to bardziej się starać, uświadomić sobie, jak bardzo zależy i naprawić to, co się zepsuło. Bo przecież ktoś, kto pomagał, kto wspierał, kto nie krytykował tylko podawał pomocną dłoń, to dla kogoś tam zagrożenie, które jaśniało na horyzoncie, którego nie można przeoczyć. I z tego względu trzeba było włożyć trochę wysiłku i pokazać co nieco. A ja? Znów odstawiony na boczny tor, znów osoba, której najchętniej by się pozbyło z życia. Choć nie tylko sprawiłem, że to życie stało się nieco prostsze, lepsze, łatwiejsze, ale też i nieświadomie naprawiłem dawne stosunki. Szkoda, że własnym kosztem.

Kolejne historie? Nie, nie mam już siły... Ale jak ktoś chce sobie znaleźć towarzysza do życia, niech najpierw spotka mnie, a potem się ze mną pokłóci, obrazi i najlepiej wyjdzie z tasakiem na mnie. Gwarantuję, że już wtedy, lub do 3 miesięcy znajdzie swoje szczęście! Czekam na zaproszenia! A zamiast mądrej sentencji, to na koniec chciało by się tylko dwa inne słowa powiedzieć...

Informacje o wpisie
Wpis czytano:122 razy
0,02/dzień
Ocena wpisu:
brak
(Kliknij właściwą gwiazdkę, by oddać głos)

Wróć

Komentarze (3)


Ładowanie komentarzy... Trwa ładowanie komentarzy...

Zobacz inne wpisy

ZobaczOstatnio dodanePodobne

Strona istnieje od 25.01.2001
Ta strona używa plików Cookie.
Korzystając z niej wyrażasz zgodę na przetwarzanie danych a zakresie podanym w Polityce Prywatności.
 
archive To tylko kopia strony wykonana przez robota internetowego! Aby wyświetlić aktualną zawartość przejdź do strony.

Optymalizowane dla przeglądarki Firefox
© Copyright 2001-2024 Dawid Najgiebauer. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Ostatnia aktualizacja podstrony: 17.07.2023 19:35
Wszystkie czasy dla strefy czasowej: Europe/Warsaw