Niniejszym tym zapisem otwieram swój własny blog. Czy się sprawdzi, czy będzie poczytalny, czy będzie lubiany i czy sam będę znajdował czas na jego pisanie - to się okaże. Dziś podobno przypada akcja wyłączania świateł przez miasta. Pseudo-ekologiczna akcja organizowana przez WWF pod hasłem "Godzina dla Ziemi" ("Earth Hour 2010"). Polega ona na tym, iż na godzinę uczestnicy akcji wyłączą światła - pomiędzy 20.30 a 21.30. To symboliczny apel o przeciwdziałanie zmianom klimatycznym. Udział w akcji zapowiedziały m.in.: Gdańsk, Szczecin, Olsztyn, Lublin, Rzeszów, Bydgoszcz, Zielona Góra, Wrocław, Łódź, Katowice, Opole, Poznań, Kielce i Białystok. A ja mówię - nie przyłączajcie się do tej akcji! Bo czy ktoś pomyślał o jej skutkach?! Oszczędności dla środowiska będą znikome, lecz zagrożenia stają się tym większe, im więcej miast włączy się do tej akcji. Jakie zagrożenia? Zamiast rozpoczynać naukowymi wywodami, przedstawię problem nieco bardziej obrazowo. Czy obserwowaliście kiedyś zapalanie się lub gaszenie latarni miejskich na jakimś większym obszarze? Nigdy nie są one włączane jednocześnie, lecz sekcja po sekcji. Cały proces włączania lub wyłączania świateł ulicznych może trwać nawet ponad godzinę! Dlaczego? Bynajmniej nie z uwagi na estetykę, czy potrzebę oświetlania danych miejsc dłużej lub krócej. Tutaj do głosu dochodzi fizyka, a ściślej - obciążenie sieci elektroenergetycznej. Co chcą zrobić uczestnicy akcji? Z wybiciem godziny 20.30 wyłączyć światła budynków i obiektów (mam nadzieję, że nie ulic!). Co dzieje się w systemie? Następuje gwałtowne odciążenie sieci, co skutkuje wzrostem jej częstotliwości. Ta zaś może wahać się wyłącznie w wąskich granicach. Częstotliwość w całym systemie jest identyczna i jest wymuszana przez pracujące w elektrowniach generatory. Gdy ich obciążenie spadnie, zaczynają się "rozbiegać" podnosząc częstotliwość. Gdyby ta przekroczyła bezpieczny próg, nastąpi konieczność awaryjnego wyhamowania wirników generatorów. Oczywiście trudno w tym czasie zmniejszać spalanie paliwa w piecach, a co za tym idzie zanieczyszczenie środowiska zupełnie nie ulega zmianie. W skrajnym przypadku może doprowadzić to do wypadnięcia generatora z systemu. Podobne zagrożenie czeka, gdy uczestnicy akcji z wybiciem właściwej godziny włączą ponownie oświetlenie zwiększając gwałtownie obciążenie sieci. W tym przypadku dochodzi do spadku częstotliwości, a w skrajnym przypadku także może doprowadzić do odłączenia generatora. Gwałtowne zmiany płynącego prądu przez punkty kontrolne mogą doprowadzić do zerwania połączenia na tzw. sprzęgłach sieciowych. A dalej to już wielka destabilizacja i postępujące zjawisko blackoutu. Oczywiście nam nie grozi taki scenariusz z prostej przyczyny - mała liczba uczestników akcji i stosunkowo niewielkie w globalnej skali zmiany obciążenia. Niemniej z pewnością będą one odczuwalne. Jednakże organizatorzy powinni zastanowić się nad tym, jakie zagrożenia pojawią się, gdyby do akcji np. włączyły się wszystkie miasta, które poza oświetleniem budynków postanowią też wyłączyć oświetlenie uliczne. Praca elektrowni podyktowana jest tzw. krzywą dobową obciążenia. Wiadomo, że gdy zapada zmrok można spodziewać się wzrostu obciążenia generowanego przez oświetlenie. Jednak jak przewidzieć, jak zmieni się obciążenie wskutek działań uczestników wątpliwej akcji? Z pewnością nie nastąpi żadna zmiana w zasilaniu paliwem i jego spalaniu, ergo korzyści dla środowiska będą ZEROWE! Więc zanim wyłączysz światło słuchając szumnych medialnych informacji - zastanów się! |